Rodzice ściemniają tak samo, jak ich dzieci

impreza 2
Mimo naszego wieku (mamy dorosłe dzieci) lubimy czasem imprezować po świt. Pomysły dorosłych, by wytłumaczyć swoją nieobecność w domu, są równie poschizowane, jak pomysły nastolatków.

Umówiliśmy się kiedyś w większym gronie na wesołą imprezkę. W większym gronie, znaczy znajomi przyprowadzili swoich znajomych, oni z kolei swoich. Siłą rzeczy spora część nie znała się. Tańce, hulanki, swawola. Niezła i – wiadomo – głośna muzyka dudni z głośników. Lód dzwoni w szkle. Toczą się głośne spory o sens istnienia bądź opowieści o pierdułach. Głośny śmiech. No luuuuzik po prostu. Dzwoni czyjś telefon. Laska-matka sięga do torebki. Widać przerażenie w oczach. Zanim odebrała – rozpaczliwy okrzyk: ciszaaaaaa!!! Rozmowy milkną, histerycznie złapany „pilot od muzyki” ścisza ją. Wszyscy wbijają zaniepokojone spojrzenia w Justynę. Pewnie jakieś nieszczęście. Zaczynamy współczuć. Justyna w tym momencie odbiera połączenie: „Tak słoneczko? Co słychać? Zjadłaś kolację? Zostawiliśmy ci twoją ulubioną zapiekankę”. Po drugiej stronie jakieś tłumaczenie. Po chwili rozmowa przybiera kategoryczny ton: „Dlaczego przyjechała policja? Tyle razy mówiłam, żeby po godz. 22 ściszać muzykę. Jak można tak głośno się bawić? Wstyd. Zero wyjść przez miesiąc.” Po drugiej stronie chyba jakiś lament i dociekliwe pytania. Justyna: „Jak to gdzie jesteśmy – u znajomych z pracy i planujemy nowe strategie marketingowe. Trzeba zarabiać na życie.” Chyba z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku wychowawczego rozłączyła się. Jej mąż popatrzył na nią z uznaniem zalkoholizowanym-maślanym wzrokiem. Jak gdyby nigdy nic bawili się dalej. Pewnie nazajutrz w domu była niezła jatka…
Inna impreza. Poznaliśmy na niej Franka. Jest po rozwodzie. Radosne śpiewy, znów stukot lodu w szkle. Tańce-poplątańce. No radość po prostu (jeśli ktoś lubi taką bachussową radość życia). Mniej więcej o godz. 1 w nocy Franek się zbiera, choć wyglądało na to, że dobrze się bawił. „Gdzie idziesz?” „Wracam już. Umówiłem się z synem, że o godz. 5 idziemy na ryby”. No sympatyczny był, więc próbuję zrozumieć: „Nie mogłeś powiedzieć, że idziesz na imprezę i umówić się z synem później?”. „No i niby co miałbym mu powiedzieć? No nie wypada, żebym tak fajnie się bawił”.
Tak się zastanawiamy co o tym sądzić. Bardzo dorośli ludzie wstydzą się, że mają jakieś życie towarzyskie? Czy tak bardzo kontrolują swoje dzieci, że boją się kontroli w drugą stronę? No bo jeśli bardzo nastoletnie dzieci pytają się do znudzenia – wzorem rodziców – gdzie, co i jak? Przecież i tak dzieci zrobią co chcą. Tak jak my wiele lat temu. Chyba wystarczy pamiętać, co robiło się w wieku nastoletnim, żeby wyobrazić sobie, co mogą robić duże dzieci. Czy w wieku dojrzałym boimy się być sobą i bawić się? Chyba tak. Tylko nie wiem po co.
Nie mamy patentu na mądrość. Jednak kontrolę nad dziećmi ograniczaliśmy swego czasu do pytania: co, gdzie, z kim, kiedy wrócisz? Odbieraj komórkę (choć nie dzwoniśmy bez powodu, bez absolutnego trzęsienia ziemi). W wieku wczesnonastoletnim: podaj numer do kogoś, kto będzie na imprezie. Po czasie: wychodzimy, będziemy jutro. „Gdzie?” „Na imprezę.” Zero pytań w obie strony. Trochę zaufania. Czy dorośli, tak jak i dzieci, nie mają prawa bawić się?

FOT: www.freeimages.com

RudaWeb

Jeden Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *