Scytyjski król, Scoti i Kurpiowie

Irlandczycy w swoich legendach twierdzą, że pismo przyniósł im scytyjski król. Nie wiadomo jednak kiedy Fénius Farsaid przybył na Zieloną Wyspę, ani czy był Scytą bądź tylko pochodził z szeroko pojętej Scytii, a jego ród był z Mazur. Bałtem był, Słowianinem czy Celtem? Może zwał się w rodowitym języku Weniusz Warszyd (jak sugeruje Czesław Białczyński). Odpowiedzi siłą rzeczy nie będą precyzyjne, bo wydarzenia sprzed tysięcy lat nie mogą być dokładnie odtworzone, a jeszcze przez stulecia niszczono świadectwa starej kultury. Przecież okoliczności śmierci niejakiego Adolfa H., największego dyktatora XX w. n.e., nadal wzbudzają sensacyjne interpretacje, a dotyczą czasów niedawnych i wszechstronnie udokumentowanych.

Nie znamy nawet mogiły Farsaida, by spróbować odkryć jego szczątki i określić zapisany w genach ród króla. Wiadomo, że Irlandczycy przypisują mu wynalezienie alfabeta Ogham i języka gaelickiego. Był legendarnym królem Scytii, który pojawia się w różnych wersjach irlandzkiej mitologii (a raczej tradycji historycznej), a także synem Boatha i wnukiem Magoga, który z kolei był synem Jafeta. Kraina Magog miała znajdować się w Anatolii i/lub na północ od Morza Czarnego (Ukraina), gdzie osiedli też potomkowie Gomera, brata Magoga. Jan Długosz w swoich „Rocznikach” napisał: „Siódmy syn Jafeta [syna Noego – dop. RudaWeb], Magog, od którego idą Scytowie, zwani także Massagetami, Gotowie, Swewowie, Alanowie i Hunnowie. Ci są synami Jafeta, którego ojcem był Noe, a tego zrodził Lamech. Trzeci na koniec syn Alana, Negno, czterech synów był ojcem, a tych imiona są: Wandal, od którego nazwisko wzięli Wandalowie, teraz Polakami zwani. Potomek więc synów Jafeta, Negno, ojciec wszystkich Sławian, wyszedłszy z równin Sennaar, i przebywszy Chaldeę a następnie Grecyą, z synami, krewnymi i gromadą swoją siadł około morza Czarnego i rzeki Istru, którą teraz nazywamy Dunajem”. Jak wynika z dalszej opowieści Długosza, z ziem „koło rzeki Istru” wyszli Lech i Czech – potomkowie w linii prostej Magoga. Według naszej rekonstrukcji, Lę(ec)h dał początek cywilizacji Lę(ec)hów między Łabą a Wisłą około 7 tys. lat temu. Archeolodzy od tych czasów stwierdzają opanowywanie ziem dzisiejszej Polski przez rolników znad Dunaju (Istru), a potwierdzają to antropologowie fizyczni i genetycy genealogiczni. Ród ten miał należeć do tzw. Czerwonych Nordów i charakteryzować się haplogrupami męskimi R1a i R1b. Ich kraniotyp (proporcje czaszki) określa się jako aryjski. Wyróżniali się rudawymi włosami, niebieskimi oczami, jasno-różową skórą (najmniej odporną na promienie słoneczne wśród ras ludzkich), umięśnioną budową ciała i wysoką tolerancją laktozy. To ostatnie świadczy o pierwszeństwie Czerwonych Nordów wśród ludzkiej rodziny w hodowli bydła i spożywaniu mleka – co ważne będzie w naszej dalszej opowieści.

SPOD WIEŻY BABEL

Według irlandzkiej tradycji („Lebor Gabála Ernen” z XI wieku) Fénius jest uważany za jednego z 72. wodzów, którzy zbudowali Wieżę Babel, ale po jej zawaleniu udał się do Scytii. Jego syn Nél, poznał wiele języków, poślubił Scotę, córkę faraona Cingrisa i miał z nią syna Goidela Glasa. Zgodnie z inną wersją, Fénius podróżował ze Scytii razem z Goídelem mac Ethéoir, Íarem mac Brak i 72. uczonymi. Wcześniej przez dziesięć lat badali rozproszone języki, a Fenius stworzył „wybrany język”, czerpiąc co najlepsze z każdego pomieszanego języka. Tę nową mowę nazwał Goídelc. Stworzył też odmiany (dialekty) tego języka, nadając im nazwy od imion 25. najlepszych z grona swoich uczonych. Farsaidh miał stworzyć też cztery alfabety – hebrajski, grecki i łaciński, a na koniec Ogham. Niektórzy obecnie porównują motyw wędrówki do nowych ziem Féniusa, Goidela i Íara ze słowiańską opowieścią o Lechu, Czechu i Rusie lub podobnymi legendami pasztuńskimi czy ormiańskimi. Niemniej tym razem skupmy się przede wszystkim na Féniusie i jego piśmie.

Irlandzka legenda wskazuje, że król z Bliskiego Wschodu trafił do północnej Europy. Ten pierwszy etap jego wędrówki spod wieży Babel może być – jak chcą tego historycy analizujący średniowieczne źródła – modnym w tamtych czasach zabiegiem dopisywania narodom biblijnej genalogii. Może być jednak tradycją drogi potomków genetycznego rodu R1 z południowej Azji do serca Europy. A że w czasach agresywnego chrześcijaństwa inaczej nie można było jej zapisać, to mamy obraz zaczynający się od Mezopotamii, choć pierwsze plamy tego malowidła zostały umieszczone przez obecną naukę w południowej Syberii.

PISMO ODSZNUROWE I DNA „SZNUROWCÓW”

Bohater tego wpisu będzie nas jednak interesował dopiero od chwili, kiedy znalazł się już w Scytii, czyli w naszej części starożytnego świata. Dziś wiemy, że R1a i R1b byli na północ od Morza Czarnego od IX tys. p.n.e.. Na pewno od III tys. p.n.e. (zwłaszcza R1a) zaczęli zajmować terytoria dalej na zachód Europy. Nadal nie odkryto starszych próbek kopalnych R1a na naszym kontynencie, choć – biorąc pod uwagę ustalenia językoznawców – można przyjąć, że słowiańska kultura ceramiki wstęgowej rytej dotarła co najmniej w rejon Paryża dwa tysiące lat wcześniej. Ze zderzenia teorii Alinei’ego i kurhanowej może wynikać, że język „północnych” Prasłowian, którzy dotarli do Europy Środkowej na początku III tys. p.n.e. ze stepów nadczarnomorskich, był kształtowany w kontakcie z uralo-ałtajskimi (a więc wcześniej od zetknięcia się z Ugrofinami nad Bałtykiem). Natomiast Lechici przybyli z północnych Bałkanów nad Wisłę w VI tys. p.n.e., przynosząc bardziej „pierwotny” prasłowiański, który zaczął powstawać już w Anatolii, wraz z językami tzw. jafetyckimi (od imienia biblijnego Jafeta, syna Noego). To grupa języków (określana również jako azjanicka), niebędących jeszcze językami indoeuropejskimi ani semickimi, przy czym miały być one ze sobą spokrewnione. Później coraz bardziej różnicowały się podczas oddalania się poszczególnych ludów od wspominanej wieży Babel. Podwójna droga Prasłowian (Praindoeuropejczyków) mogła biec z Iranu do Europy i przez Anatolię, i przez Kaukaz. Jest tu jednak wiele zagadek – np. jeszcze na początku naszej ery Tacyt spotrzega, że Estowie mówili językiem podobnym do Brytów. Mogli więc należeć do owej prastarej grupy jafetyckiej. Brytowie powstali ze zmieszania starszej ludności brytyjskiej – jafetyckich Piktów – z Celtami ok. 400 r. p.n.e.. Jedno wydaje się prawdopodobne – języki z cechami bałtyjskimi (słowiańskimi z wpływami uralskimi) miały towarzyszyć ekspansji kultury ceramiki sznurowej w III tys. p.n.e., w czym akurat zgodzili się i Alinei, i Gimbutas (różniący się w wielu innych kwestiach). Tak więc najwcześniej król scytyjski mógł wyruszyć w kierunku Irlandii na czele fali „sznurowców”. Co ciekawe, zapisy w alfabecie Ogham wyryte na kamieniach z wyglądu przypominają pismo… odsznurowe.

Scytowie Féniusa najpierw osiedlili się w Irlandii, skąd część ich potomków dotarła później do Brytanii. Teorię pochodzenia przodków licznych klanów gór Szkocji (Highlandu) przedstawili Andrew MacEacharn i Anatol Klyosov w artykule „Scotland’s R1a1 Highland Clansmen, DNA Genealogy and the search for Somerled”. Dowodzą oni, że Scoti (Skoti) przybyli do Wielkiej Brytanii z Irlandii. Twierdzą, że Scoti pochodzi od tego samego terminu co rosyjskie określenie bydła – skot. Co może wywodzić się od scytyjskiego Skołoti (jak Scytowie sami siebie nazywali). Ten termin nie oznacza wcale ludzi zachowujących się jak bydło, ale hodowców bydła, dla których te zwierzęta miały szczególną wartość. Przywołany, szkocko-rosyjski duet badaczy stwierdził, że przodkiem klanów dumnych szkockich górali był mężczyzna o haplogrupie R1a1, który żył ok. 5 tys. lat temu na Niżu Rosyjskim. Byłby on także przodkiem „sznurowców” i Scytów. Według eupedii (aktualizacja z lutego 2017), R1a przybył do Brytanii i Irlandii w paleolicie, czyli w okresie kiedy nie było jeszcze rolnictwa na tym terenie, a wiązać go można z R1a-M458, pierwszą słowiańską mutacją z kultury ceramiki sznurowej. Tak więc dopiero Słowianie przynieśli na Wyspy hodowlę i umiejętność uprawy roli, co zgadza się z ich główną rolą w neolitycznej Europy, wyznaczoną przez Alinei’ego, Krahe czy Renfrew.

KRUTYNI Z KURPIÓW

Wiemy, że przed rzymską inwazją zamieszkiwały Wyspy Brytyjskie ludy nazwane Piktami ( od łacińskiego picti – „pomalowani”, ze względu na ciała pokryte tatuażami). Jednak ich nazwa własna to Cruthini (Krutyni/Krutynowie – podobna zasada jak Słewi/Słewowie czy Lechy/Lechowie). Byli rolnikami żyjącymi w małych społecznościach. Bydło i konie były wyznacznikiem dobrobytu oraz prestiżu. Ze źródeł irlandzkich wynika, że elita Zielonej Wyspy rywalizowała o rasę zwierząt, co miało miejsce również na ziemiach Piktów w Brytanii. Rzeźby przedstawiają sceny ich polowań z psami i jastrzębiami (sokołami?). Uprawiali pszenicę, jęczmień, owies i żyto oraz warzywa takie jak jarmuż, kapusta, cebula, por, groch, fasola, rzepa. Rośliny takie jak czosnek niedźwiedzi, pokrzywa i rzeżucha zbierano w puszczy. Wełna i len były głównymi surowcami wykorzystywanymi w krawiectwie, choć niewykluczone, że len był stosowany w produkcji oleju. Mięso i mleko oswojonych zwierząt stanowiły znaczną część diety, a posiłki elity były bogate w mięso pochodzące z łowiectwa. Mamy więc obraz typowej słowiańskiej gospodarki wyspiarskich Krutynów. Od tysiącleci charakterystyczny również dla ziem nad mazurską… Krutynią. Czyżby więc stąd wyruszył król scytyjski na Zachód ze swoimi poddanymi? Krutynia to nazwa pochodzenia staropruskiego (bałtosłowiańskiego) – „krutin” oznacza wartki, kręty. W tej okolicy leży wieś o ponurej nazwie Zgon. Jednak nie ma ona nic wspólnego ze śmiercią, tylko z tradycją zaganiania („zgoniania”) bydła do wodopoju nad jeziorem Mokrym. Dziś w tych rejonach żyją Kurpiowie, ocaleni z krzyżackiej rzezi i spolonizowani Prusowie. Przypomnijmy, zgodnie z ustaleniami lingwistów, że język „sznurowców” był słowiańskim z wpływami ałtajskimi, czyli odpowiadał bałtosłowiańskiemu. Dla nas to oznacza, że był jedną z wczesnych form słowiańskiego. Zaś protosłowiańskimi byłyby owe języki jafetyckie. Przypomnijmy, że Tacyt jeszcze w I w. n.e. widział podobieństwo między językiem Estów, mieszkających nad Bałtykiem na północ od Słewów i Wenedów – z mową Brytów, a więc potomków Piktów/Krutynów i Celtów – mieszkańców wysp brytyjskich. Nie pisał, że oba (bądź jeden z nich) posługiwały się galijskim (czyli celtyckim) lub germańskim (czyli słewskim). Jedno wydaje się pewne – w czasach Tacyta i nad Kanałem La Manche, i nad Bałykiem żyły ludy mówiące podobnym językiem.

JĘZYKI TAK STARE, ŻE MUSIAŁY „WYGINĄĆ”

Język Brytów miał zostać wyparty w Średniowieczu przez gaelicki. Do dnia dzisiejszego miały nie zachować się jego źródła pisane. Przetrwała jedynie inskrypcja na pojedynczym metalowym wisiorku.

Z kolei język Piktów/Krutynów też rzekomo nie zachował swoich zabytków. Wszelkie pisemne przekazy autorstwa samych Piktów zaginęły. Pozostała pojedyncza lista królów piktyjskich i to dopiero od ok. 400 r. n.e., czyli dopiero od misji chrystianizacyjnej Św. Patryka. Wśród pierwszych władców z tej listy najczęściej pojawia się imię Drust. Oto część polskich nazwisk wymienionych w spisie na stronie stankiewicze.com z rdzeniem Drus: Drus, Drusbich, Drusc, Drusch, Drusejko-Różewicz, Drusek, Drusewicz, Drusiecha, Drusiewicz, Drusik, Drusio, Druski, Druskin, Druskinas, Druskis, Drusko, Druskont, Druskowski, Drusła, Drust, Druszcz, Druszczyc, Druszczyk, Druszczyński, Druszecki, Druszka, Druszkawiecki, Druszke, Druszkiewicz, Druszkowski, Druszlakowski, Drusznakiewicz, Druszniakiewicz, Druszyński, Druś, Druślewicz. Skąd ów tak powszechny w nazwiskach polskich, ale i litewskich, drus? Być może to archaiczna forma druha, druga (w rosyjskim liczba mnoga – druzja) – przyjaciela, towarzysza broni. Według mnie (Weba) to nie przypadkowe, lepiej jednak by wypowiedzieli się w tej sprawie biegli slawiści.

W V w. n.e. następuje chrystianizajca Irlandii, a w kolejnym wieku postępuje w Brytanii. Od tych czasów mamy dopiero zachowane miejscowe pisane świadectwa o Krutynach czy Skotach (nie rzymskie).

Świadectwa, wykute w kamieniu, współczesna nauka uznaje za powstałe dopiero w IV wiek n.e.. Nie wiadomo dlaczego, skoro kamień nie daje się bezsprzecznie wydatować. Co prawda niektórzy językoznawcy twierdzą, że istnieją fonologiczne dowody na użycie tego pisma w I wieku n.e.. Te zachowane inskrypcje przekazują głównie miana ludzi lub nazwy miejscowe. Uważa się, że alfabet ogamiczny był wzorowany na innym piśmie. Jednak jego znaki nie przypominają alfabetu łacińskiego, greckiego lub runicznego.

Pierwszy oczywisty wniosek z tej sytuacji jest podobny do zapisanego w polskich dziejach – przed zetknięciem się z Rzymianami i ich kościołem Irlandczycy i Brytyjczycy nie potrafili pisać. Wygląda to na jeszcze jeden ciekawy przykład starannego wyczyszczenia śladów poprzedniej kultury – tym łatwiejszego, że Krutyni pisali na drewnie, które łatwo zniszczyć w ogniu jako „szatańskie wersety” lub inne „diabelskie pismo”. Skąd my to znamy 🙂

Pomijając misyjną działalność (wymazywania dziedzictwa poprzedników i konkurentów) mamy w przypadku Warszyda i jego Krutynów zgodność legendy, kultury materialnej i genów. Dla nas jest to dostateczna zbieżność, by wierzyć staroirlandzkiej legendzie o scytyjskim królu wynalazcy alfabetu, a nie „mundremu” słowotokowi naukowców przekonujących, że te wyspiarskie dzikusy nauczyły się mówić dzięki mieczom i krzyżom Rzymian. Skąd my to znamy

Fot. D. Gordon E. Robertson/wikimedia.org

Jeśli masz ochotę – zapisz się na ukazujący się raz w tygodniu newsletter informujący o nowych wpisach na naszym blogu. Wystarczy przysłać e-mail z hasłem NEWSLETTER w tytule na adres: rudaweb.pl@gmail.com

RudaWeb

Komentarze: 20

  1. I znów mamy motyw mordowania nieposłusznych przywódców plemiennych w czasie uczty. Film o scytyjskich korzeniach Szkocji:
    https://www.youtube.com/watch?v=kkPxgBd5GRQ
    W komentarzach pod filmem ktoś napisał, że wydaje się, że za rudy kolor włosów odpowiada haplogrupa R1b, której wysoki wskaźnik występuje u Udmurtów.

    „Red hair seems to be distributed along with the R1b y-dna haplogroup. The highest frequency of red hair and R1b outside of Europe is the Russian ethnic group called the Udmurts.”
    A w tradycyjnych strojach Udmurtów obecny jest motyw kraty.
    https://villsethnoatlas.wordpress.com/2013/01/17/udmurci-6/

    • Rudy kolor włosów nie odpowiada żadnej haplogrupie. Ponieważ mutacja haplogrup Y-DNA ojcowska oraz mtDNA matczyna nie przenoszą takich informacji.
      W ogóle z rudym jest tak że zrudzieć może dziecko gdy ani ojciec ani matka nie są rudzi, ponieważ to pewien defekt genetyczny , i jeśli i ojciec i matka nie ma poprawnego pewnego genu to dziecko jie ma ho od kogo naprawić. Dlatego tam gdzie ludy się nie mieszają ale tylko we własnym zakresie się krzyżują jest najwięcej defektów genetycznych oraz najwięcej rudych , niezależnie od haplogrupy.
      Dobrym przykładem są Polacy i Żydzi , wśród Polaków rude jest żadkością a u Żydów normą. Stąd w naszym dawnym języku ukuło się stwierdzenie ze „Rudy to fałszywy” bo faktycznie tak było a tymi rudymi byli Żydzi .

  2. Do MK – I jak to odwrócić, wyprostować? I jeszcze zachować własną godność, której treść opiera się tak naprawdę na nieznanej tym skandynawskim czarodziejom historii. Mówię nieznanej, bo swoim przodkom tak ochoczo rogi przydają…
    Poza tym Twoje spostrzeżenia są trafne do bólu
    Pozdrawiam

  3. Panie Web.
    Nie jestem wyznawcą genetyki i uważam że zwolennicy Wielkiej Lechii przeceniają jej znaczenie dla badań historycznych. Ciekawi mnie jednak jedna kwestia. Z Pana tekstów wynika że jest Pan zwolennikiem tzw. południowej drogi R1a. Natrafiłem w sieci na ciekawą dyskusję https://slowianiegenetykahaplogrupy.wordpress.com/2017/11/30/nowe-wyniki-badan-genetycznych-2017-r/comment-page-1/#comment-383
    Z P. Skribhą nie bawimy się w jednej piaskownicy tym niemniej jego argumentacja jest interesująca. Mógłby Pan się do niej odnieść ?

    • Właśnie pracuję nad wpisem o „fetyszu DNA” – pojawi się na dniach, bo dopiero teraz dotarłem do najnowszych analiz (z końca listopada br.) dotyczących materiału DNA z grobowców kujawskich z kultury amfor kulistych. W skrócie, genetykę trzeba traktować jako naukę pomocniczą historii i wplatać jej badania w ustalenia innych nauk. Jej wyniki okazały się niezbędne do obalenia teorii o późnym przyjściu Słowian do Europy Środkowej, ale dopiero w połączeniu choćby z wnioskami paleolingwistów, archeologów czy antropologów fizycznych, a także z tradycją zapisaną w np. kronikach. Wielokrotnie o tym pisałem. Teraz – jako zwiastuna kolejnego wpisu – przytoczę kilka akapitów z przywołanej pracy międzynarodowego zespołu genetyków:
      „Nie jest jasne, czy języki indoeuropejskie w Europie rozprzestrzeniają się od stepów pontyjskich w późnym neolicie, czy od Anatolii we wczesnym neolicie. Zgodnie z poprzednią hipotezą, ludzie kultury amfor kulistych (GAC) pochodzić mieli od przodków ze Wschodu, prawdopodobnie reprezentujących kulturę Jamna. Jednak jądrowe (sześć osób wpisanych do 597 573 SNP) i mitochondrialne (11 kompletnych sekwencji) DNA z GAC wydaje się bliższe tym z wcześniejszych grup neolitycznych niż DNA wszystkich innych populacji związanych z pontyjską migracją stepową.
      Wyniki te nie są sprzeczne z przepływem genów późnego neolitu od stepów pontyjskich do Europy Środkowej. Dodają one jednak niuanse do tego modelu, pokazując, że wschodnie cechy GAC w zapisach archeologicznych odzwierciedlają wpływy kulturowe innych grup ze Wschodu, a nie ruch ludzi.
      Większość lingwistów popiera obecnie hipotezę spóźnionego, pontyjskiego rozprzestrzeniania się, nazywaną tutaj hipotezą kurhanową, chociaż bayesowskie analizy zmienności językowej wydają się łatwiejsze do pogodzenia z wczesną dyfuzją języków IE z Anatolii”.
      Te najnowsze badania skłaniają mnie raz jeszcze do przypomnienia mojej hipotezy z wpisu: http://rudaweb.pl/index.php/2017/11/26/kot-stos-i-slowianie-bez-genow/

      • „W skrócie, genetykę trzeba traktować jako naukę pomocniczą historii i wplatać jej badania w ustalenia innych nauk. ”

        Nonsens. Genetyka nie potrzebuje żadnych innych nauk, by określić na podstawie swoich badań, kto, gdzie i kiedy przyszedł, kto wczesniej mieszkał itd
        Problemem jest małą liczba próbek, a nie usługowanie innym naukom, w tym historykom fantastom.

        • Robercie, tutaj kłania się matematyka, jeśli rytuał pogrzebowy opierał się na całopaleniu to nie dojdziemy, że reprezentowana liczba próbek jest reprezentatywna dla danej kultury w danym czasie.
          Pisałem proces całopalenia ma głęboki sens duchowy – poczytaj o wierze północy Indian,który został zaniesiony aż do południowych granic świata w Ameryce płd. To jest bardzo ale to bardzo długi okres – być może podwójne duże koło kaliendaru kosmicznego.

          • Genetyka bardzo łatwo potrafi rozwiązać ten problem, pod warunkiem posiadania odpowiednio dużej liczby próbek.

            Zawsze znajdzie się przypadki nietypowych śmierci, np. jak bitwa nad Dołężą, smierć z wycieńczenia na odludziu itd itd. Czyli próbki z okresu ciałopalenia

            We wcześniejszych i późniejszych epokach grzebano tradycyjnie, więc jesli prawdą jest hipoteza ciągłości zaludnienia od epoki brązu, wówczas będzie to widać w liniach YDna, coś jak z tablicą Mendelejewa, gdzie pomimo, że kilku pierwiastków jeszcze nie odkryto, a już wiedziano o nich wszystko.
            Po prostu wiemy czego szukać.

            Np. bitwa nad Dołężą to okres ciałopalenia, więc gdy wśród poległych wojowników będzie R1a M458 albo jego ojcowski Z645 (wiemy co szukać), a jest to okres gdzie wg. genetyków M458 powinien być obecny (wiemy o nim wszystko), wówczas nie ma problemu z określeniem, że nosiciele R1a M458 nie przybyli w VI wieku znad bagien Prypeci.

            Do tego dochodzą próbki z czasów ciałopalenia między Odrą a Wisłą, pochowków szkieletowych u sąsiadów.
            Jak również okresy przejściowe, współwystepowania obu rodzajów pochówków jak np. w kulturze przedłużyckiej.

            To nie są szachy tylko gra w warcaby.

    • Słyszałem o teorii Fomorian, ale nie czytałem tego akurat artykułu. Warto jednak zauważyć, że zachodnim skrajem Pomorza było pierwotnie ujście Łaby. Chodzi o Słowian żeglarzy, kupców, rybaków (a także piratów – chąśników) zwanych w późniejszych wiekach Wendami/Wenetami. Fala tych ludów na Wyspach Brytyjskich też mogła znaleźć się w ramach ekspansji kultury ceramiki sznurowej. Ludy Morza to raczej kierunek naddunajsko-egejski, ale prawdopodobnie wcześniej wyszli z terenów dzisiejszej Słowacji i pobliskich, po wybuchu Tery.

  4. Jutro godzina 14.00 Polskie Radio 1 – w cyklu żywa historia. Sarmacja – duchowy ośrodek przyszłej RP. Ciekawe co wymyślili. Chodź za RudaWeb – że to historia wymyślona na potrzeby władców, uzurpatorskiej monarchii, a nie królewskiej rodowej krwi. Włączcie Radio!!!!!
    RudaWeb czy będzie szansa przygotować podłoże pod dyskusje ów audycji?!

  5. Wow, nie wiem co powiedzieć, nigdy nie interesował mnie ten temat, a historia / legendy a co nauka (lubię jak ktoś linkuje do publikacji, zawsze warto dodawać źródła :3 ) i się wciągnęłam! 😀 mega

  6. Tatuaze Piktow (Krutynow) i wytatuowane mumie zze srodkowej azji(Tocharowie?) maja ze soba cos wspolnego?

    • Bardzo wiele ludów nosiło tatuaże, nasi przodkowie też, więc raczej nie uważałbym tego za jakąś specjalnie wyróżniającą cechę. Tak samo z malowaniem twarzy i ciała, kiedyś to było powszechne. Oczywiście nie każdy malował sobie np. czaszkę na twarzy, ale to też u kilku ludów by się znalazło.

      • Te 8.5%(na dzis dzien) u Szkotow robi jednak wrazenie.
        Wg mnie zrobienie tatuazu jest chyba trudniejsze od uprawy zboz, chociaz duzo mniej efektywne

  7. Smutne ale w Irlandii jest podobnie jak u nas. Królują Wikingowie i Saksoni. Może niedługo okaże się że Fénius Farsaid był Wikingiem albo Saksonem. Jeszcze niedawno Brian Boru był bohaterem irlandzkim który rozgromił Wikingów którzy już się nie podnieśli po bitwie pod Clontarf jako siła bojowa(Brian Boru nie ma pomnika a po Dublinie jeździ łódź Wikingów). Miesiąc temu w muzeum była wystawa której tematem była ta bitwa. Z opisu wynika że król Irlandii Brian Boru nie walczył z Wikingami jako najeźdźcami ale to w sumie były prywatne sprawy i po prostu chciał zagarnąć daninę z Dublina. Niall of the Nine Hostages który złupił kawałek Europy i jak jego przydomek wskazuje miał zakładników z dziewięciu krajów jest postacią zupełnie legendarną i tak naprawdę nie istniał, jedno jest tylko pewne jego żona była saksonką. Pewnie już by nawet nie był legendą ale niestety jego syn król Lir który też tam coś łupił (no ale oczywiście nie to co Wikingowie o nie!) miał zatargi ze św. Patrykiem no i nie da rady go zniknąć. Z innej beczki: W dziewiętnastym wieku kiedy Irlandia była okupowana przez Anglików przypadkowo w Dublinie odkopano dolmen, na szczęście zjawił się Captain Larcom aby odnaleźć tam urny z prochami Wikingów. Wiem przesadzam ale ostatnio mam alergię na Wikingów a jeszcze większą na ich wyszukiwaczy w Polsce.

    • Skandynawowie mają prawdziwą żyłkę do marketingu, inaczej, do sprzedawania g**** jako produkt luksusowy, sprzedają przemieloną tekturę jako designerskie meble, przeciętne samochody jako marzenie każdej rodziny, najbardziej toksyczne jedzenie świata (łososie) sprzedają jako wykwintny i zdrowy produkt za bajońskie pieniądze, no i jeszcze te tolerancyjne ‚państwa opiekuńcze’ które zabiorą ci dzieci jak jesteś Polakiem i nie chcesz im wpajać lewackich bzdur. No i oczywiście ci wikingowie którzy nigdy rogów nie nosili, a Lechii nigdy nie odwiedzali bo bali się ostrego ‚wp******’, za to byli dość odważni żeby złupić parę wiosek tu i ówdzie. Prawdziwi szerzyciele cywilizacji, nie ma co. Nie mówię już nawet o norweskim tranie, bo jak to ktoś określił ‚rybny ściek’. Innymi słowy 100% marketingu 0% wartości.

Skomentuj Katarzyna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *