Polska elektrownia jądrowa – atomowe pensje za symulowanie pracy

W sierpniu powrócił temat budowy elektrowni jądrowej w Polsce. Warto przy tej okazji przypomnieć, jak tłoczący się przy korycie, wygodnie i bezkarnie żyją na nasz koszt, celebrując pozorowanie pracy. Przy takim podejściu do tematu bezpieczniej będzie, jeśli taka elektrownia nigdy u nas nie powstanie. Tym bardziej, że były premier stwierdził, że „energetyka będzie coraz bardziej domeną inwestycji prywatnych”. Znając realia – na „polskiej” elektrowni „dla odmiany” będzie zarabiał inwestor zagraniczny.

3 sierpnia 2017 media poinformowały o tym, że podobno zapadła decyzja o budowie pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce: „Według naszych źródeł w ostatnich dniach podjęto ostateczną decyzję na „tak”. Ale wciąż jest kilka niewiadomych: jak budować i z czyich pieniędzy. […] A co z lokalizacją? PGE EJ 1 prowadzi badania środowiskowe w dwóch miejscowościach: Lubiatowo-Kopalino (gmina Choczewo) i Żarnowiec (gminy Krokowa i Gniewino). Bez tego niemożliwe jest uzyskanie decyzji środowiskowej, a bez niej z kolei nie można ogłosić przetargu. […] Pojawia się też pytanie o TSO, czyli zespół techniczny, który musi ocenić dokumentację i analizy techniczne projektu, także pod kątem bezpieczeństwa.
– W projekcie zmian do ustawy – Prawo atomowe proponowane są rozwiązania w zakresie TSO. Projekt ustawy jest obecnie na etapie uzgodnień rządowych, potem trafi do parlamentu – mówi Monika Kaczyńska z PAA” – czytamy na gazetaprawna.pl

5 dni później, 8 sierpnia, dowiadujemy się, m.in. z money.pl, że… na razie ostatecznej decyzji nie ma. Minister energii Krzysztof Tchórzewski stwierdził: „na razie jest to opinia ministra energii, że powinniśmy budować, ale na tak poważną decyzję – są to dziesiątki miliardów złotych, które trzeba będzie wydać – potrzebna jest decyzja na szczeblu rządu i do tej decyzji na poziomie rządu się coraz bardziej zbliżamy”.

Znaczy wszystko jest dokładnie w punkcie wyjścia czyli w proszku – przecież nie zdołano jeszcze nawet wybrać lokalizacji, choć od wielu lat mówi się o tych samych miejscowościach i powołano w 2009 i 2010 roku dwie spółki (o czym za chwilę) m.in. w celu oceny lokalizacji. Tymczasem „krewni i znajomi królika” od lat w pocie czoła, sowicie opłacani z pieniędzy podatników, „pracują” w tych spółkach ku chwale elektrowni jądrowej, która – sądząc po tempie prac – chyba nigdy nie powstanie.

Wróćmy do roku 2008. Jak podaje archiwum.gf24.pl Donald Tusk, ówczesny premier, tak mówił na konferencji prasowej: Nie sądzę, żeby państwo budowało za swoje pieniądze taką elektrownię. Wiadomo, że energetyka będzie coraz bardziej domeną inwestycji prywatnych i dlatego zadaniem państwa jest przygotowanie Polski do tego, żeby projekt jądrowy w 2009 r. ruszył z kopyta. I będziemy – jak sądzę – do tego gotowi, z ogłoszeniem precyzyjnego projektu. Dodał, że budowa takiej elektrowni potrwa 8-10 lat.”

Rzeczywiście projekt ruszył z kopyta 🙂 W grudniu 2009 zarejestrowano spółkę PGE Energia Jądrowa S.A. z kapitałem 25 mln zł (firmę wykreślono z rejestru przedsiębiorców w listopadzie 2013). Chwilę później, na początku 2010 roku rozpoczęła działalność PGE EJ 1 sp. z o.o., z kapitałem zakładowym 38 mln zł. Ciekawe, że zakres działalności obu spółek był identyczny – w obu przypadkach w KRS wpisano dokładnie 44 punkty dotyczące przedmiotu działalności przedsiębiorcy o takim samym brzmieniu dla obu spółek. Czy dwie spółki powołane w tym samym celu, w tym samym czasie i z takim samym zakresem działania nie powstały aby po to, żeby więcej prezesów załapało się na ciepłe posadki?

Przez kilka lat w temacie generalnie panowała medialna cisza. Od wiosny 2015 zaczęły pojawiać się ciekawe informacje na temat plonów pracy w tych spółkach.

W pierwszych pięciu latach projektu (2009-2014) fachowcy „przepuścili” 182,5 mln – wynika z ustaleń naTemat. Tylko koszty płac wyniosły 34,9 mln złotych. To dane o kosztach, jakie poniosła PGE E1, spółka celowa, która odpowiedzialna jest za przygotowanie i realizację inwestycji polegającej na budowie i eksploatacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Pokażcie jakąkolwiek prywatną firmę, której pracownicy dostają 7 mln zł rocznie przy tak mizernych osiągnięciach. Zakładając, że budowa przedłuży się do lat 30, łatwo policzyć, że koszty pensji w atomowej spółce przekroczą 100 mln złotych.
Od samego początku realizacja programu jądrowego wiązała się z problemami. Największe kontrowersje wzbudziło kierowanie przygotowaniami w latach 2012-2014 przez Aleksandra Grada, byłego ministra skarbu państwa. Media obiegła wtedy wiadomość, że polityk PO zarabia 110 tys. zł miesięcznie. Początkowo Grad zaprzeczał, nie chciał jednak powiedzieć, ile zarabia. Naciskany ujawnił, że każdego miesiąca wypłacano mu dwie pensje. Jako prezes PGE Energia Jądrowa dostawał 13,8 tys. brutto, a jako szef PGE EJ – 141,4 tys. brutto. Była to delikatnie mówiąc wygórowana suma jak na efekty pracy. Grad ustąpił ze stanowiska w 2014, by zostać wiceprezesem Tauron Polska Energia, w 30 procentach kontrolowanej przez Skarb Państwa.” 

Temat podsumowało także niewygodne.info: „Specjalnie w tym celu stworzone spółki (PGE Energia Jądrowa i PGE EJ1) stały się skupiskiem ciepłych i dobrze płatnych posadek. Zatrudniani w nich platformiani kolesie zarabiali naprawdę gigantyczne pieniądze. Gazeta Wyborcza dotarła np. do oświadczenia majątkowego Zdzisława Gawlika – byłego wiceprezesa w atomowych spółkach PGE Energia Jądrowa i PGE EJ 1. W pierwszej połowie 2013 r. uzyskał dochód w wysokości 599 340,00 zł, czyli niemal 100 tys. zł miesięcznie. Co ciekawe i warte podkreślenia – Gawlik w latach 2007-2012 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa, zaś w wyborach parlamentarnych w 2011 roku kandydował z ramienia Platformy Obywatelskiej do Senatu.”

Znaczy, że przez 7 lat zarządy spółek powołanych do przygotowania budowy elektrowni jądrowej symulowały pracę, ponieważ do dzisiaj nie przygotowano nic, by projekt ruszył (o czym było na początku tekstu). Zostali za to hojnie wynagrodzeni z naszych kieszeni, a członkowie rad nadzorczych nie zauważyli w tym nic złego. Pewnie dlatego, że za zasiadanie w owych radach też skapnął im hojny datek. Nie trzeba być specjalistą, żeby wiedzieć, że jeśli kogoś nie rozlicza się z efektów pracy, ale – jak to się mówi w korporacjach – z „dupogodzin”, to taki ktoś w nieskończoność będzie rozwiązywał zlecone zadanie. Im dłużej będzie to trwało, tym dłużej będzie wpływała na konto pensja z cieplutkiej posadki i – zapewne – sowite premie za cokolwiek.

W październiku 2015 potwierdziła to kolejna premier, o czym pisało m.in. innpoland.pl: „– W przeciwieństwie do moich oponentów politycznych nie mam w tyle głowy po cichu budowania elektrowni atomowej – mówiła podczas konferencji prasowej premier Ewa Kopacz. To dość zaskakująca deklaracja szefowej rządu, biorąc pod uwagę fakt, że Ministerstwa Gospodarki i Skarbu przygotowują się do uruchomienia elektrowni atomowej od kilku lat, a na rozwój projektu w latach 2009-14 wydano już 182 mln złotych.”

Sądzę, że za kilka lat kolejny premier powie, że bardzo zależy mu na budowie takiej elektrowni i trzeba wziąć się do pracy 🙂 A kolejnym „zapracowanym” członkom zarządów i zasiadającym w radach nadzorczych stosownych spółek będą puchły portfele.

FOT: pixabay.com

 

Jeśli masz ochotę – zapisz się na ukazujący się raz w tygodniu newsletter informujący o nowych wpisach na naszym blogu. Wystarczy przysłać e-mail z hasłem NEWSLETTER w tytule na adres: rudaweb.pl@gmail.com

RudaWeb

Jeden Komentarz

  1. Pytanie kiedy to rażące niegospodarstwo i szkodliwe działanie na szkode skarbu państwa – jak nie zgodne z ustawą kominową – ktoś beknie. Kłamaczowa Kopać Polaków powinna zostać poddana publicznym torturom, jak i niejaki Nowak czy Grad – Tusg to już powinien dawno w pasiakach w kamieniołomach odrabiać 21 podwyżek podatków – tak sumie 3 x po 15 lat, i a kązdy członek Peło i PSL_ZSL oddać wszystkie diety, pensje i zdefraudowane pieniądze – wiadomo gdzie te pieniądze szły – żeby nie było. Niemcy czuli pismo nosem o reparacje za II wojnę światową. Moim zdaniem PiS powinno wsadzić ich wszystkich do klatek w obwoźnym zoo i wysłąć na czas nieokrelony do Afryki, wcześniej przeprowadzić konfiskatę i zajęcia własności do 3 pokolenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *