To lubię – Ewa Demarczyk

W Święto Niepodległości szanujmy polszczyznę, która pozwoliła nam zachować naszą tożsamość. Trzeba docenić czcicieli mowy polskiej. Takich jak nieco zapomniana Królowa – Czarny Anioł polskiej piosenki. Kto nie zna – niech żałuje. Może czas poznać ponownie Ewę Demarczyk? Teraz chłam, którym karmią nas różnej maści komercyjne media muzyczne, nie daje szansy na poznanie artystów tej klasy.

Charyzmatyczna, z niezwykłą ekspresją, wulkan emocji z fascynującą osobowością. Apodyktyczna, perfekcyjna, wybuchowa. Kiedy cokolwiek nie było zgodne z jej życzeniem – robiła awantury, podobno wręcz karczemne. To jedna z tych artystek, którym nikt nie dorówna śpiewając jej repertuar. Wszystkie późniejsze wykonania na tle oryginału są… jakieś takie niepełne. Nie da się podrobić Ewy Demarczyk. Może jedynie „Tomaszów” w wykonaniu Kingi Preis nie obraża oryginału i „Grande Valse Brillante” Kingi Preis i Leszka Możdżera. Emocjonalnie udźwignęli.

Ewa Demarczyk nie bez powodu była nazywana Czarnym Aniołem polskiej piosenki

Zawsze spowita czernią skromnego ubrania bez błyskotek. Zawsze poważna. Zawsze kipiąca emocjami. Skomplikowana osobowość, która nie zadowalała się byle czym. Jej wykonanie musiało być perfekcyjne, nagranie – idealne technicznie. Sama wybierała wiersze, które zdecydowała się zaśpiewać. Słuchając jej pieśni (określenie „piosenki” brzmi zbyt frywolnie) mam wręcz ciarki, a oczy wilgotnieją. Ewa Demarczyk to sztuka przejmująca, głęboka, pełna emocji. Mimo trudnego charakteru – niekwestionowana dama polskiej piosenki. 10 lat współpracy z krakowską „Piwnicą pod Baranami” to najlepszy okres jej kariery.

„Z książki „Czarny anioł” (pióra Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Oboładze) wyłania się obraz skrajnej perfekcjonistki, która nie umiała godzić się z niedoskonałościami, także swoimi. Była znana z konsekwencji w egzekwowaniu swoich wymagań podczas koncertów. Jeżeli chciała mieć na scenie dwa fortepiany, to rezygnowała z koncertu, jeśli ich nie było. W Kijowie zaproponowano fortepian w kolorze bordo, koncert miał spore opóźnienie, ale nie rozpoczął się, aż sprowadzono czarny instrument. Kiedy nie spodobała się jej okładka płyty z piosenkami Zygmunta Koniecznego, 10 tys. okładek poszło na przemiał.W sztuce nie uznawała żadnych ustępstw” – czytamy na www.rmf24.pl

W 1963 roku kompletnie nieznana wystąpiła na opolskim festiwalu i… zmiotła wszystkie nagrody. „Stanęła przed mikrofonem zupełnie niepozorna. Z ostrym makijażem, w czarnej, niezbyt efektownej sukience. I zaśpiewała. Ale jak zaśpiewała! Publiczność po prostu oniemiała. (…) W ciągu jednego wieczora narodziła się gwiazda” – wspomina Marek Karewicz.

Jaka jest Diva?

Zacytuję jej stronę demarczyk.pl
„Smukła, z ciemnymi włosami, osłonięta cieniem i wielokolorowymi światłami sceny śpiewa, a jej śpiew jest przeszywający i nadzwyczajny. Twarz pełna ekspresji… wspaniała technika wokalna… głos o wyjątkowej piękności i szerokości skali… doskonała dykcja – oto jej przymioty. Interpretuje wiersze najwybitniejszych autorów polskich i światowych; Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Rilkego, Goethego, Mandelsztama…
… śpiewa miłość, oczekiwanie, rozpacz… zielone łąki, las…
smak łez i smak winogron, zapach pachnących groszków i róż, wiatr
… ciszę wrześniowych zmierzchów, gorąco lata – wodę, ogień i ziemię
… wojnę i wojen śmierć okrutną
… misterium Ossiana
… miłosne porywy Salomona…
Muzyka Zygmunta Koniecznego i Andrzeja Zaryckiego jest połączeniem muzyki dawnej i współczesnej awangardy; oddaje doskonale atmosferę poezji.
Określony styl – bardzo teatralny – brzmienie głosu i dramaturgia interpretacji budzą zachwyt publiczności, nawet tej nie znającej języka polskiego; sztuka Ewy Demarczyk przełamuje wszelkie bariery językowe.”

Śpiewa niełatwy repertuar. Występowała w wielu krajach, ale wszędzie śpiewała po polsku. Nie uległa modzie śpiewania w języku kraju, w którym przyszło jej stanąć na scenie. Według Ewy Demarczyk poezja, jaką śpiewała miała bronić się sama. Tak, emocje to język uniwersalny. Albo są, albo… tłumaczenie nie ma sensu.

Przypomina mi to anegdotkę dotyczącą Heleny Modrzejewskiej, wybitnej polskiej aktorki z XIX w., która ponoć doprowadzała do łez wzruszenia amerykańską publiczność recytując po polsku alfabet. Albo ma się talent, albo nie 🙂

No to posłuchajcie i dajcie się ponieść emocjom. Najlepiej o zmierzchu lub nocą, w samotności, kiedy budzą się demony i rozmyślania o tym, co należało zrobić w życiu. No i głośno.

Niebo złote ci otworzę… – Wiersze wojenne (Bohaterom Powstania Warszawskiego w hołdzie)

Karuzela z Madonnami

Tomaszów

Groszki i róże

Na moście w Avignon

Jeśli masz ochotę – zapisz się na ukazujący się raz w tygodniu newsletter informujący o nowych wpisach na naszym blogu. Wystarczy przysłać e-mail z hasłem NEWSLETTER w tytule na adres: rudaweb.pl@gmail.com

RudaWeb

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *