Intelektualni oszuści mają się dobrze

pisanie-prac-2

„Wykształceni” ludzie, którzy nie potrafili sami napisać pracy licencjackiej, magisterskiej czy inżynierskiej zajmują odpowiedzialne (i odpowiednio wyżej płatne) stanowiska. Wykładowcy-plagiatorzy uczą innych. Ech… edukacja… ech… prawo…

Kilka lat temu, kiedy szukałam pracy, trafiłam na takie ogłoszenie: „Serwis edukacyjny xxx szuka redaktorów z dowolnym wykształceniem wyższym do współpracy w zakresie opracowywania materiałów dydaktycznych. Zapewniamy ciągłość zleceń – kilkanaście na dzień.” Zgłosiłam się. Na mojego e-maila zaczęły przychodzić zlecenia. Okazało się, że mam pisać prace maturalne itp. za jakichś leni albo mało rozgarniętych ludzików, żeby mogli wykazać się „swoją” wiedzą i żeby mogli np. dostać się na studia, gdzie zapewne zlecą napisanie pracy magisterskiej. Przykłady zleceń:
– Rozdwojenie osobowości jako temat literacki i filmowy. Przedstaw zagadnienie na wybranych przykładach. Czas wykonania: 2 dni
– Świat techniki w powieściach fantastycznonaukowych Stanisława Lema. Omów na wybranych przykładach. Czas wykonania: 1 dzień
– Dokonać podziału współczesnych zagrożeń oraz opisać procedury realizacji zadań z zakresu obrony cywilnej (5 zadań) w wybranej gminie. Czas wykonania: 4 dni
– Rozprawka z podstaw prawa. Nie ma określonego tematu. Chciałabym jednak żeby wiązał się z prawem norweskim. Najlepiej imigranckim, ew. pracy. Czas wykonania: 5 dni

Najbardziej rozbawiły mnie tematy związane z… etyką:
– Ambiwalencja roli oraz dylematy etyczne związane z pełnieniem wybranej przez ciebie roli zawodowej. Przedstaw w odniesieniu do własnej osoby sposoby radzenia sobie z wyżej wymienionymi problemami. Czas wykonania: 2 dni
– Poprawienie pracy z psychologii z plagiatu. Czas wykonania: 3 dni

Hmmm… Zniesmaczona nie zdecydowałam się na taką współpracę, jednak zjawisko mnie zainteresowało. Okazało się, że za pieniądze zamówić można nie tylko pracę maturalną. Znalazłam wiele ogłoszeń i stron www oferujących pisanie prac licencjackich, magisterskich, inżynierskich, referatów. Tego typu strony określają się mianem „serwisów edukacyjnych”, a pisane prace „materiałami dydaktycznymi”. Inny rodzaj takich usług to pisanie prac domowych. Pewien „portal edukacyjny” poszukuje osób do rozwiązywania zadań z podręczników i ćwiczeń z fizyki, zakres – gimnazjum i liceum. Inny specjalizuje się w wypracowaniach z języka polskiego. Nie podaję adresów, by nie reklamować takich usług. Jedna z tych stron informuje o kilku tysiącach zrealizowanych zleceń, a więc dzięki takim usługom mamy tysiące dyletantów.

Czy tylko mi się wydaje, że ci którzy korzystają z takich usług są zwykłymi oszustami? Jakimi będą później fachowcami w swojej dziedzinie?

Według encyklopedii PWN: „Plagiat [łac.], przywłaszczenie cudzego utworu, pracy naukowej, dzieła artystycznego itp., także zapożyczenie z cudzych dzieł podane jako własne i opublikowane pod własnym nazwiskiem; według prawa polskiego jest przestępstwem.” Moim zdaniem fakt, że „maturzyści” czy „magistrzy” zapłacili za napisanie prac nie zmienia faktu, że to zwykły plagiat – wszak cudze dzieło podpisali swoim nazwiskiem. Jest to celowe wprowadzenie w błąd co do autorstwa utworu. Ciekawe, że taki proceder trwa od lat, oficjalnie (bo jak inaczej nazwać powszechnie dostępne strony www z „usługami”) i nikt nie robi z tym porządku. Ani wymiar sprawiedliwości, ani instytucje, które mają dbać o jakość edukacji.

Przykład idzie z góry. Profesor Politechniki Krakowskiej przepisał pracę austriackiego naukowca i w ten sposób uzyskał tytuł doktora. Sprawa wyszła na jaw przypadkiem. W 2014 r. adiunkt z tej uczelni dostała anonimowy list informujący o sprawie. Sprawdziła to doniesienie. Praca Polaka w 90% była zerżnięta z pracy Austriaka, który na potrzeby tej pracy sam wykonał szereg badań. Polak skopiował też kilkadziesiąt rysunków i wykresów. Uczelnia podeszła do sprawy „profesjonalnie”, klucząc, lawirując i przeciągając w czasie oficjalne potwierdzenie plagiatu. O szczegółach tej sprawy można przeczytać tu„Ówcześnie obowiązujące przepisy dyscyplinarne nakazywały rzecznikowi dyscyplinarnemu podjęcie postępowania wyjaśniającego z urzędu w przypadku zarzutu plagiatu. Tak się jednak nie stało, mimo że każda osoba znająca angielski po kilkunastu minutach porównywania dwu tekstów łatwo stwierdzi, że monografia profesorska Jerzego Sanetry jednoznacznie narusza prawa autorskie dr. Klausa Petritscha i jest plagiatem naukowym.”

W marcu 2016 r. profesor niezmiennie wykłada, mimo, że Politechnika Krakowska zwolniła go z funkcji kierowniczych i udzieliła nagany. Na www.tvn24.pl czytamy: „Dr Marek Wroński, który tropi i piętnuje plagiaty, nie kryje oburzenia. – To bandytyzm akademicki, gdzie wytrawny nauczyciel akademicki przejmuje pracę doktorską obcego fizyka i co więcej rozlicza tym grant na 270 tys. zł.”

Ciekawe jaki przykład wezmą z tego profesora jego studenci… Czy uczelnia na której wykłada profesor-plagiator wzbudza zaufanie?

FOTO: www.freeimages.com

Jeśli masz ochotę – zapisz się na ukazujący się raz w tygodniu newsletter informujący o nowych wpisach na naszym blogu.  Wystarczy przysłać e-mail z hasłem NEWSLETTER w tytule na adres: rudaweb.pl@gmail.com

RudaWeb

Jeden Komentarz

  1. Dla Profesorka aka-demickiego: kara 270 tys. przysiadow,tylezsamo pompek i wyklady spoleczne, bez wynagrodzenia na temat oszustwa stosowanego oparte na wlasnym przykladzie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *