Święta, święta… święty czas hipokryzji

wigilia 2

Boże Narodzenie… Dzisiaj zbyt wielu obchodzi te urodziny bez solenizanta. Zbyt wielu usypia swoje sumienie akcją typu „nakarmmy bezdomnych w wigilię”. Po co udają wiarę i miłosierdzie?

Nie ukrywam. Nie lubię świąt. Wszelkich. I wszelkich okazji. Nie lubię owczego pędu: czerwona kartka w kalendarzu – znaczy jesteśmy zobowiązani do czegoś tam.

Najbardziej wkurza mnie wigilia. To święto ludzi wierzących przerodziło się w święto prezentów i choinki. Symbolem stał się siwowłosy pan z długą brodą, ubrany w czerwony kubraczek i czapkę, wiozący coca-colę reniferowym zaprzęgiem lub TIR-em ozdobionym światełkami. To Boże Narodzenie? Czy urodziny coca-coli?

Wigilia jest jedna, ta 24 grudnia. Pomijam zgodność z prawdą historyczną. Jeśli ktoś chce ją spędzić wspólnie – nie ma przeszkód. Rodzina. Na co dzień wióry lecą. „Ty suko”, „ty gnoju”. Taki tam codzienny język małżonków-rodziców. W wigilię wszyscy uśmiechnięci siadają do kolacji. Łamią się opłatkiem, jedzą, śpiewają pierwszą zwrotkę kolędy (więcej w pamięć nie zapadło). Żona kładzie dzieci spać, mąż w końcu urywa się z domu, by rozpić z kolegami flaszkę pod kościołem. Po świętach domowe zwyczaje wracają do pełnej normy czyli „pierdol się małżonku” na porządku dziennym. Nie, to nie są moje wspomnienia z domu, ani moje życie. To obserwacja, ale… w moim życiu święta były na tyle zakłamane, że nie lubię ich do dzisiaj.

Czym jest wigilia w pracy? Dwa – pięć dni wcześniej? Zwykle w pracy kogoś lubimy, a kogoś innego nie, bo szuja i świnia. No… ale jest obyczaj łamania się opłatkiem. Na wigilii pracowniczej również. I podchodzi takie znienawidzone indywiduum, z okazjonalnym uśmiechem wyciąga rękę z opłatkiem: „wszystkiego najlepszego” – mówi. Co odpowiesz? „Spierdalaj, bo na co dzień jesteś zwykłą świnią?” Nie. Z równie udawanym uśmiechem odpowiadamy: „wzajemnie”. Tak. Boże Narodzenie jest czasem królowania nieszczerego „nawzajem” i nieszczerych życzeń. Potem rzut do stołu.

Aaa… jeszcze prezenciki. Obserwując przybywających gości (wigilia pracownicza) widać, że stosują się do zasady „nie wypada przyjść z pustymi rękami”. Prezenciki są oczywiście dla prezesów i dyrektorów, którzy zbierają je przez cały grudzień, oczywiście rewanżując się wysyłaniem prezencików prezesom i dyrektorom współpracujących firm. No i maluczcy, zarabiający pieniądze które nie pozwalają na godne życie, zanoszą te prezenciki do gabinetów. Flaszki wina, koszyki „jedzeniowe”, słodycze, finezyjne pierniki itp. Obserwują wręczanie dobra wszelakiego na „wigilii”. No i – mimo, że pracują uczciwie – ślinią się do lepszego, niedosięgłego życia, w którym prezenciki mogliby kupić sobie sami. Woleliby dostać po 100 zł premii, ale pracodawca (śmiecioumowodawca) woli zaserwować łazanki i rybkę. A może przepisy im nie pozwalają? Nie wiem. Jeśli tak, należy zmienić przepisy. Słowem ci, którzy mają i tak wiele, mają jeszcze więcej. Reszta niech się goni. Biedni mają sobie poradzić.

No i wielkie akcje pomocowe. Chwała, że są ludzie dobrej woli. Chwała, że pomagają. Jednak kiedy słyszę, że nikt nie powinien być głodny w święta, to nóż otwiera mi się w kieszeni. Dla mnie to znaczy, że poza świętami to sobie głodujcie. Grunt, żebyście Wy, bezdomni i biedni, najedli się w święta. I uśpili sumienie „dobrych” ludzi. Rodzicom odbiera się dzieci, bo za mało zarabiają. Potem, z okazji świąt, pieje się peany pochwalne na rzecz wspaniałych ofiarodawców, bo innym dzieciom ofiarowali cukierki, kilo mąki i komplet chińskich ołówków. Bardzo cenne, ale co przez pozostałe dni roku? Róbta co chceta, bo nie ma wigilii?

Do tego politycy, którzy utopiliby naród w łyżce wody – z głupimi uśmieszkami – byle napchać własną kieszonkę. Podchodzą do siebie, życzą wszystkiego najlepszego, a narodowi – spokojnych, zgodnych świąt, fundując im piekło życia codziennego. Politycy pozostaną w dostatku. Przypomina mi się scena z filmu o I wojnie światowej. Szkoccy i niemieccy żołnierze przekradają się z okopów na ziemię niczyją. Śpiewają kolędy, piją whisky i wódkę, ale dowództwo dowiaduje się o tej straszliwej zdradzie. I ogień artylerii kładzie razem szkockie i szwabskie trupy. Na miejscu kościoła katolickiego, czy jakiegokolwiek innego, wszystkich tych hipokrytów dyrygujących konfliktami zbrojnymi odesłałabym jedną bullą do piekła. Bez prawa odpustu. Za żadną dotację na kolejne bazyliki św. Piotra.

Nie jestem wierząca, ale swoje sumienie mam. Jeśli kocham i pomagam, to nie z okazji wigilii, ale dlatego, że tak czuję. Kiedyś pewien ksiądz (zostałam wezwana jako świadek w sprawie nie mojego rozwodu kościelnego) zapytał mnie czy jestem wierząca. Powiedziałam, że do kościoła nie chodzę, bo mierzi mnie widok ludzi, którzy klęczą w kościele na mszy, a potem wracają do domu by kontynuować domowe piekło. Ksiądz stwierdził: „ale gdyby nie kościół, może byliby jeszcze gorsi?” I zaznaczył w formularzu, że jestem wierząca. Niezupełnie się z tym zgodzę, ale skoro ksiądz wydał taki wyrok, to czuję się upoważniona do wigilijnego apelu: jeśli pomagamy – pomagajmy dlatego, że jest taka potrzeba, a nie okazja, jeśli kochamy – to nie udawajmy dlatego, że wzięliśmy ślub, jeśli przysięgaliśmy – proszę o więcej wzajemnej miłości lub rozwód. Inaczej się nie godzi.

Ruda życzy szczerości, miłości i radości z życia w każdym dniu, po kres życia. Wiele zależy od nas, naszego nastawienia, traktowania bliźniego i wiary w siebie. Dajmy sobie spokój z udawaniem.

FOT: RUDAWEB.PL

RudaWeb

Komentarze: 4

  1. No cóż, jacy ludzie takie święta. Chyba nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nawet jeśli chcemy, to nie bardzo nam to wychodzi, bo za wszelką cenę chcemy, żeby było miło. A miło, to nie zawsze znaczy szczerze. Nie bójmy się szczerości! Bo jak będzie szczerze, to i miło się zrobi 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *