Posłowie wpuścili nas w konopie – niby wolno, ale…

W końcu zalegalizowano medyczną marihuanę – chciałoby się zakrzyknąć, jednak wychodzi na to, że nawet przy okazji ulżenia cierpiącym rządzący postanowili na nich zarobić.

„Nowe przepisy gwarantują lekarzowi możliwość legalnego i kontrolowanego zastosowania w ramach praktyki zawodowej niezarejestrowanych przetworów z konopi u pacjentów, u których brak jest odpowiedzi na konwencjonalną farmakologię lub gdy jest ona zbyt obciążająca, o ile tylko wskazania wiedzy medycznej umożliwiają poprawę tym sposobem stanu zdrowia lub jakości życia pacjenta. Surowiec musi być sprowadzany z zagranicy – czytamy w relacji z 44. posiedzenia sejmu na stronie www.sejm.gov.pl Po latach bojów o legalizację marihuany dobre i to, ale…

Projekt ustawy zakładał samodzielną hodowlę na własne potrzeby, na którą niezbędne byłoby uzyskanie imiennego zezwolenia od wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego (po wcześniejszej rekomendacji od lekarza): „Powierzchnia uprawy konopi oraz ilość zbioru ziela i żywicy konopi innych niż włókniste w ramach Narodowego Systemu nie mogą przekraczać zapotrzebowania osób uczestniczących w terapii na okres 120 dni kuracji […]. Zapotrzebowanie określa indywidualnie dla każdej osoby lekarz prowadzący terapię”. (art. 30D/2)

Prowadzony miał być rejestr takich pacjentów, z których każdy musiałby się skrupulatnie „rozliczać” ze swojej „maryśki” prowadząc coś w rodzaju dzienniczka uprawy. Projektodawcy założyli wstępnie, że zezwolenie na hodowlę i wpis do rejestru miałoby kosztować jednorazowo 350 zł. Pieniądze trafiałyby do budżetu państwa i zapewniałyby finansowanie działania systemu. Słowem perpetuum mobile. Pacjenci mieliby tanie lekarstwo, budżet nie dokładałby ani złotówki, za to mógłby liczyć na nadwyżki z opłat za zezwolenie. Posłowie jednak uznali, że marihuana stanie się powszechnie dostępna, niekoniecznie dla chorych. Ostateczna wersja projektu zakładała więc, że uprawą i przetwarzaniem miałyby się zająć wyspecjalizowane ośrodki naukowe oraz instytuty z wykwalifikowaną kadrą. Jak rozumiem w Polsce. To rozwiązanie byłoby zapewne droższe od pierwotnego, ale na logikę wydaje się, że ostateczne rozwiązanie będzie na tyle kosztowne, że wielu z chorych nie będzie na nie stać. Decyzją posłów zioło ma być sprowadzane z zagranicy, a preparaty z niego wytwarzane nie będą refundowane z NFZ. I na tym polega kompromis.

Nie znam się na cenach marihuany, mogę więc jedynie odesłać do innych artykułów, licząc, że wyliczenia zostały przygotowane rzetelnie. Na pitbuller.pl czytamy: „Niestety cena będzie zaporowa. Koszt zakupu jednego grama ma oscylować w granicy 12-15 euro czyli około 50 zł. Cena jest wyższa niż na czarnym rynku. Może to powodować sytuację podobną do Czechów, gdzie marihuany w aptece nikt nie kupował bo po prostu była za droga. Dopiero od roku Czesi postawili na własne plantacje co obniżyło cenę do 8 zł za gram! My niestety zamiast zarabiać oddajemy rynek Izraelowi. To rozwiązanie budzi najwięcej kontrowersji!”

I to nie tylko finansowych. Na stronie www.medycznamarihuana.com w lutym tego roku ukazał się artykuł o połączeniu się największych korporacji Monsanto i Bayer, które mają w planach zalanie rynku marihuaną GMO: „Jak donosi magazyn Big Buds Mag Monsanto prowadzi bardzo bliską współpracę z Scotts Miracle-Gro, przedsiębiorstwem zajmującym się produkcją artykułów ogrodniczych. Firma planuje przejąć rynek marihuany. Ta współpraca nie brzmi dobrze. Scott Miracle-Gro dostrzegło potencjał w branży marihuany w rozwijających się państwach, w których rośliny zostały zdepenalizowane lub zalegalizowane. CEO firmy, Jim Hagadorn, wyraził zamiar wydania 500 mln dolarów, aby w całości wykupić przemysł marihuany. Monsanto i Bayer pracują nad inżynierią genetyczną konopi indyjskich. Bayer sprzedaje niektóre z produktów GW Pharmaceuticals w tym Sativex, kosztowny medyczny spray zawierający THC. Marihuana GMO produkowana na masową skalę, choć brzmi jak scenariusz science-fiction, może niebawem stać się standardem. Gra toczy się o wielkie pieniądze – koncerny dostrzegają szansę na wygenerowanie dużych zysków dzięki produkcji marihuany, która staje się coraz bardziej dostępna na całym świecie.”

Wspomniany w cytacie lek Sativex kosztuje ok. 2,5 tys. zł (za trzy pojemniki po 10 mililitrów) i nie jest refundowany. Ile będą kosztowały inne leki na bazie zioła? Kogo będzie na nie stać?

Ustawa trafi teraz do senatu. Czy senatorowie zezwolą na uprawę marihuany w Polsce? Czy też przyklepią decyzję posłów, która tak naprawdę dla przeciętnego Polaka z jego „oszałamiającymi” zarobkami niewiele zmieni w dostępności leczniczego zioła?

Autorzy pierwotnego projektu w jego uzasadnieniu przywołali słowa M. Kozakiewicza z materiałów sejmowych z 1995 r.: „Marihuana była używana jako lek tysiące lat przed Chrystusem (m.in. starożytne Chiny, Egipt, Indie, Tybet). […] pomaga w sposób empirycznie udowodniony w leczeniu m.in. jaskry, nowotworów, AIDS, […] jest jedną z najbezpieczniejszych znanych człowiekowi substancji terapeutycznie czynnych”.

I uwaga na marginesie: nie od dzisiaj wiadomo, że wielu lekarzy żyje w symbiozie finansowej z firmami farmaceutycznymi. Rok temu portal money.pl opublikował raporty z danymi lekarzy i placówek medycznych finansowanych przez farmaceutyczne koncerny (nie jest to pełne zestawienie, bo nie wszystkie firmy wdrożyły przywołany tu kodeks). W ich omówieniu czytamy: „Łącznie tylko w zeszłym roku 32 firmy, które wdrożyły Kodeks Przejrzystości, przekazały do służby zdrowia 623 mln zł, z czego 395 mln zł przeznaczono na działalność badawczo-rozwojową. Reszta to finansowanie lekarzy, farmaceutów czy ośrodków zdrowia. 66 mln zł lekarze i farmaceuci dostali na opłacenie szkoleń i wyjazdów, a 41 mln zł zarobili na prowadzeniu wykładów.” Obawiam się, że tacy lekarze bardzo niechętnie będą wystawiać recepty na „maryśkę”, za to będą preferować konwencjonalną farmakologię.  No chyba, że będzie to marihuana GMO od Monsanto lub innego Bayera.

FOT: pixabay.com

AKTUALIZACJA:
Senat wprowadził poprawkę, zgodnie z którą recepty na lek na bazie marihuany nie może wystawić lekarz weterynarii. Utrzymał też ustalenia sejmu, że leki te nie będą objęte refundacją oraz że surowiec będzie sprowadzany z zagranicy. 19 lipca 2017 r. Prezydent RP podpisał uchwałę.

 

Jeśli masz ochotę – zapisz się na ukazujący się raz w tygodniu newsletter informujący o nowych wpisach na naszym blogu. Wystarczy przysłać e-mail z hasłem NEWSLETTER w tytule na adres: rudaweb.pl@gmail.com

RudaWeb

Komentarze: 7

  1. Taki artykół znalazłem
    Prawdziwa historia konopi
    Czy znasz prawdziwą historie konopi i to, dlaczego doskonały lek i tani materiał pomocniczy (papier, ubrania, żagle, drewno, liny itd..), musiały odejść w niepamięć?
    O CO TAK NAPRAWDĘ CHODZI Z TYMI KONOPIAMI ?

    Od ponad tysiąca lat przed Chrystusem aż do 1883 roku naszej ery cannabis sativa, znana też jako konopie, była największą uprawą rolną naszej planety. Uprawa cannabis była najpoważniejszym źródłem tysięcy produktów, dostarczając większości światowego włókna, tkanin, oleju opałowego, papieru, kadzidła i leków, jak również podstawowym źródłem jadalnego białka dla ludzi i zwierząt. Według „Columbia History of the World”, „najwcześniejsza znana tkanina była najwyraźniej zrobiona z konopi, które zaczęto wykorzystywać w ósmym tysiącleciu przed naszą erą”. Cannabis jest najmocniejszym i najtrwalszym naturalnym miękkim włóknem na tej planecie. Jej liście i wierzchołki kwiatowe były – w zależności od kultury – jednymi z najważniejszych i najpowszechniej używanych leków dla dwóch trzecich ludności świata od co najmniej 3000 lat aż do obecnego wieku. Botanicznie konopie są członkiem rodziny konopiowatych, najbardziej zaawansowanej ewolucyjnie rodziny roślin na Ziemi. Są one jednoroczną rośliną trawiastą, wykorzystującą słońce faktycznie bardziej efektywnie niż jakakolwiek inna roślina na naszej planecie, osiągając w jednym krótkim sezonie wysokość 12 – 20 stóp, lub nawet większą. Mogąc rosnąć w faktycznie każdym klimacie i nasłonecznieniu, konopie są najważniejszym odnawialnym zasobem naturalnym Ziemi.
    ZASTOSOWANIA KONOPI
    Dziewięćdziesiąt procent wszystkich żagli na statkach, od co najmniej V wieku p.n.e. do czasu grubo po nastaniu maszyn parowych w drugiej połowie XIX wieku, było robionych z konopi. Pozostałe 10 procent to był zazwyczj len albo drugorzędne włókna takie jak sizal, juta czy manila. Mapy nawigacyjne, dzienniki okrętowe i biblie były, w Europie i Ameryce od czasów Kolumba (XV w.) do początku XX w., zrobione na ogół z papieru konopnego. W pierwszym wieku n.e. Chińczycy odkryli,że papier konopny jest 50 do 100 razy trwalszy od większości odmian papirusu i że i jest on 100 razy łatwiejszy i tańszy do wykonania.
    Osiemdziesiąt procent wszystkich tkanin i płótna na ubrania, namioty, bieliznę, koce, draperie, kołdry, prześcieradła, ręczniki i obrusy było w większości świata aż do XX wieku robione głównie z włókna konopnego. Konopie są miększe, cieplejsze i bardziej pochłaniają wodę niż bawełna. Mają od niej trzy razy większą rozciągliwość i są wiele razy trwalsze. Od setek (jeśli nie od tysięcy) lat, do lat trzydziestych XX w., w Irlandii robiono z konopi najlepszą bieliznę, a we Włoszech najlepsze sukno odzieżowe na świecie. Jeśli rolnik chciał miękkiego włókna na bieliznę, zbierał konopie po dwóch – trzech miesiącach; na sznury i olinowanie po trzech – czterech miesiącach; na grube powrozy i brezent po sześciu miesiącach. Gęstość uprawy także wpływa na jakość włókna.
    Po uchwaleniu w 1937 r. w USA ustawy marihuanowej (Marijuana Tax Act) większość produktów z włókana konopnego została zastąpiona przez nowe petrochemiczne „plastikowe włókna” produkowane przez DuPonta. DuPont opatentował nylon w 1935 r., ale mógł go rzucić na rynek dopiero w 1938 r. – po tym jak przemysł tekstylny wykorzystujący konopie został skutecznie zdelegalizowany. Trzeba podkreślić, że blisko 50 % wszystkich środków chemicznych używanych dziś w rolnictwie używanych jest w uprawie bawełny. W przeciwieństwie do bawełny konopie nie potrzebują chemikaliów, nie mając faktycznie żadnych wrogów w postaci chwastów czy owadów.
    PAPIER Z WŁÓKNA I PULPY
    Do 1883 r. od 75 do 100 % całego światowego papieru było robione z włókna konopnego. Konopie dostarczały papieru na książki, biblie, mapy, banknoty, papiery wartościowe i gazety. Dostarczyły papieru użytego w oryginalnych wydaniach Biblii Gutenberga (XV w.), Biblii Króla Jakuba (XVII w.), broszur „The Rights of Man”, „Common Sense” i „The Age of Reason” Thomasa Paine’a (XVIII w.), dzieł Marka Twaina, Viktora Hugo, Aleksandra Dumasa oraz „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla.
    Koloniści amerykańscy i reszta świata zwykła była robić papier ze zniszczonych żagli i powrozów sprzedawanych przez właścicieli statków. Nasi przodkowie byli zbyt oszczędni, by cokolwiek wyrzucać, tak, że do lat osiemdziesiątych XIX w. jakiekolwiek zbywające skrawki i ubrania były mieszane i przetwarzane na papier.
    POWROZY, FARBA I OLEJ
    Faktycznie każde miasto i miasteczko na świecie miało kiedyś lokalny przemysł wytwarzający powrozy z konopi. Największym światowym producentem, wytwarzającym wyroby najwyższej jakości, była jednak Rosja, dostarczająca w latach 1740 – 1940 80% konopi wykorzystywanych w zachodnim świecie. W całej historii z konopi zrobionych było 70 – 90% wszystkich powrozów, sznurów i lin. Zmieniło się to raptownie w 1937 r., gdy naturalne włókna zaczęto zastępować włóknami syntetycznymi wytwarzanymi z ropy naftowej, produkowanymi głównie przez DuPonta. Do wytworzenia farby i pokostu użyto w Ameryce w samym tylko 1935 r. 58.000 ton nasion konopi. Konopne farby i pokosty zostały wkrótce zastąpione przez nowe środki wytwarzane głównie z petrochemicznych materiałów DuPonta.
    Do około 1800 r. olej konopny był najpowszechniej zużywanym olejem opałowym na świecie. Do końca lat siedemdziesiątych XIX w. był on drugim co do popularności olejem opałowym (wyprzedzony przez tran).
    MATERIAŁ BUDOWLANY I BUDOWNICTWO
    Ponieważ z akra konopi można wyprodukować czterokrotnie więcej pulpy niż z akra lasu, konopie są doskonałym materiałem mogącym zastąpić drzewa w produkcji takich wyrobów jak deski z wiórów czy form do odlewania betonu. Konopi używano w historii do wzmacniania dywanów. Silne, odporne na gnicie dywany konopne mogłyby wyeliminować alergiczne reakcje związane z nowymi syntetycznymi dywanami oraz trujące wyziewy produkowane w pożarach domów i sklepów przez płonące syntetyki. Nawet plastykowe przewody instalacji wodnej mogą być wytwarzane z odnawialnej celulozy konopnej zamiast z ropopochodnych nieodnawialnych surowców chemicznych. Można wyobrazić sobie dom przyszłości zbudowany oraz wyposażony w instalację wodna, meble i dekoracje z odnawialnego surowca nr 1 na świecie – konopi.
    KONOPIE NA RZECZ EKOLOGII
    Używając odzieży zrobionej w 100 % z konopi można swe koszule, spodnie i inne części garderoby przekazać w spadku swym wnukom, Inteligentne zużytkowanie trwalszych, mocniejszych, tańszych, chłodniejszych, bardziej chłonących wodę, przewiewniejszych, podatniejszych na biodegradację włókien naturalnych mogłoby zasadniczo zastąpić używanie petrochemicznych włókien syntetycznych, takich jak nylon czy poliester. Produkty konopne mogłyby zastąpić prawie całą naftę, bez jakichkolwiek odwiertów i rozlewów ropy, metan, metanol, paliwa i plastiki, ograniczając tym samym zużycie paliw kopalnych i chroniąc środowisko. Plama oleju konopnego środowisku nie zaszkodzi, nie wymaga żadnego oczyszczenia i faktycznie użyźni glebę. Paliwo lub olej spożywczy można wyrabiać także z nasion konopi, które zawierają objętościowo do 30 % oleju. Ponieważ „paździerze” konopne to w 77 % celuloza i wydajność konopnej biomasy jest około dziesięciokrotnie większa od wydajności roślin mącznych, konopie są doskonałym źródłem paliwa. Przetwarzaniem konopi można by zastąpić faktycznie całą energię nuklearną i paliwa kopalne, produkując w drodze pirolizy węgiel drzewny, metanol a nawet „konopną naftę”. Farmy konopi mogą wyprodukować bez chemicznych nawozów dziesięć ton biomasy z akra w cztery miesiące i mogłoby zwrócić rolnikom bogactwo naturalne wartości miliardów dolarów, stwarzając na nowo miliony miejsc pracy w rolnictwie. Być może najbardziej przemawiającym ekologicznie argumentem za uprawa konopi jest przygotowywanie ziemi pod uprawę. Do obecnego wieku rolnicy używali konopi do oczyszczania pól, jako uprawę ugorową oraz do przeszkodzenia wysychaniu błot i ubytkowi wody po pożarach lasów. ponieważ konopie zapuszczają w ciągu trzydziestu dni 10 – 20 – calowe korzenie, są one o wiele skuteczniejsze w wiązaniu gleby niż używane obecnie przez rolników żyto czy jęczmień, z ich calowymi korzeniami.
    PLAN OCALENIA NASZYCH LASÓW
    Rewolucja Przemysłowa i rozwój zmechanizowanego żniwiarkowa przesunął konopie na dalsze miejsce w światowym handlu, gdyż nie znano żadnej technologii zbierania i przetwarzania konopi dla celów produkcji masowej. W 1916 r. dwaj amerykańscy naukowcy przydzieleni do Departamentu Rolnictwa USA (USDA) wynaleźli godną uwagi technologię wytwarzania pulpy konopnej do wyrobu papieru. Poprzednio papier konopny wyrabiano jedynie ze szmat i włókien z łodyg, podczas gdy bogate w celulozę i i włókno paździerze były palone dla użyźnienia gleby. Jeden akr konopi w corocznej rotacji przez okres 20 lat wyprodukowałby tyle pulpy, co 4,1 akra drzew ścinanych w ciągu tego samego okresu. USDA stwierdził także, że ten nowy proces zużywałby jedną piątą do jednej siódmej siarko-pochodnych i kwaśnych chemikaliów używanych do niszczenia drzewnika wiążącego włókna pulpy. Drzewnik musi zostać zniszczony, aby z pulpy można było zrobić papier. Konopie zawierają jedynie 4 % drzewnika, podczas gdy drzewa zawierają go od 18 do 30 %. Wybielanie papieru w celu wyeliminowania pozostałych resztek drzewnika jest źródłem dioksyn w ściekach fabryki papieru. Problemu skażenia dioksynami można uniknąć w procesie wyrobu papieru z konopi, który zastępuje wybielanie nadtlenkiem wodoru. Papier pulpowy wyrabiany ze szmat lub produkowany maszynowo w 60 – 100 % z paździerzy konopnych jest mocniejszy i bardziej giętki od papieru wyrabianego z pulpy drzewnej, jak też mniej kosztowny i bardziej ekologiczny. Jeśli wynaleziony w 1916 r. proces byłby dziś legalny, dostarczałby czterokrotnie więcej pulpy przy przynajmniej pięć do siedmiu razy niższym zanieczyszczeniu, zastępując około 70 % całego papieru z pulpy drzewnej, miedź innymi papier na książki, do wydruków komputerowych, pudła kartonowe i torby papierowe. Jednak z braku maszyn do zbierania konopi i usuwania zewnętrznych paździerzy z wewnętrznego włókna, proces wyrobu pulpy pozostawał w laboratorium, aż do wynalezienia takiej technologii w 1938 r., gdy magazyn „Popular Mechanics” przedstawił odpowiednie urządzenie.
    CO PRZYTRAFIŁO SIĘ KONOPIOM
    Gdy maszyny do zbierania konopi stały się pod koniec lat trzydziestych wystarczająco nowoczesne, ogromne spółki drzewne, papiernicze i gazetowe, takie jak Hearst Paper Manufacturing Division, Kimberly Clark czy St. Regis (obecnie wśród największych ponadnarodowych spółek świata) stanęły w obliczu strat miliardów dolarów i prawdopodobnego bankructwa. Zbiegiem okoliczności DuPont opatentował właśnie w 1937 r. nowy, wykorzystujący kwas siarkowy proces przetwarzania drewna w pulpę papierową. Jeśli nie zdelegalizowano by konopi 80 % biznesu DuPonta nigdy by się nie rozwinęło ( i nie pojawiłoby się 80 % zanieczyszczeń rzek na świecie). Amerykańscy baronowie przemysłowi i finansiści wiedzieli, że maszyny przetwarzające konopie w papier staną się dostępne pod koniec lat trzydziestych. Było jasne, że konopia musi odejść. Konkurencja bezpiecznej dla środowiska technologi wyrobu papieru z konopi i włókien zagroziłaby lukratywnym machinacjom finansowym Hearsta, DuPonta i głównego finansowego sprzymierzeńca DuPonta, Andrew Mellona z bankku w Pittsburghu. Mimo ekonomicznego chaosu Kryzysu, Doroczny Raport DuPonta z 1937 r. namawiał usilnie akcjonariuszy spółki do aktywnego inwestowania, jako że DuPont oczekiwał „radykalnych zmian” ze strony „zwiększającej dochody władzy rządu (…) zmienionej w instrument wymuszania akceptacji nieoczekiwanych nowych idei przemysłowej i społecznej reorganizacji”.
    USTAWODAWSTWO MARIHUANOWE
    Nie jest szeroko znanym faktem, że furia wojenna, która doprowadziła do wojny hiszpańsko – amerykańskiej w 1898 r. byla rozniecona i podsycana przez Williama Randolpha Hearsta przy pomocy jego ogólnokrajowej sieci gazet. Począwszy od wybuchu wojny gazety Hearsta praktykowały oczernianie ludności hiszpańskojezycznej, Meksykanów i Latynosów. Po zajęciu 800.000 akrów lasów Hearsta przez „palącą marihuanę” armię Pancho Villi, oczernianie to się wzmogło. W latach dwudziestych i trzydziestych XX w. gazety Hearsta prowadziły przemyślaną kampanię na rzecz delegalizacji konopi. Począwszy od około 1920 r. Hearst i inni adepci „żółtego dziennikarstwa” zaczęli opisywać Latynosów i Murzynów jako demony pod wpływem marihuany, grające anty – białą „voodoo – satanistyczną muzykę” (jazz) i popychane do takich przejawów braku szacunku jak następowanie na cień białego człowieka. Używanie potocznej meksykańskiej nazwy konopi, „marihuana”, pomagało zagwarantować, że nikt nie spostrzeże, iż oskrzydlone i wyjęte spod prawa zostać ma główne naturalne lekarstwo i podstawowa uprawa świata. żeznania przed Kongresem w celu delegalizacji marihuany w 1937 r. składały się prawie w całości z sensacyjnych i rasistowskich artykułów gazetowych odczytywanych na głos przez dyrektora Federalnego Biura ds. Narkotyków (obecnie Drug Enforcement Administration), Harry Anslingera. Anslinger czytał na tych zeznaniach (bez skrupułów) historie o „grubowargich kolorowych” wabiących białe kobiety muzyka jazzową i marihuaną. Anslinger poinformował Kongres, że około 50 % wszelkich przestępstw z użyciem przemocy w USA popełniają Meksykanie, Latynosi, Filipińczycy, Murzyni i Grecy i że te przestępstwa mogą być bezpośrednio wywiedzione z marihuany. W rzeczywistości statystyki FBI pokazywały, że co najmniej 65 – 75 % wszystkich morderstw W USA było wówczas – i jest nadal – związanych z alkoholem. We wrześniu 1937 r. zakaz posiadania konopi stał się prawem. Wkrótce potem utworzono federalne siły policyjne do śledzenia i aresztowania obywateli amerykańskich posiadających marihuanę, w celu ochrony zysków trujących przemysłów; większość innych krajów niedługo dołączyło do orszaku. Intrygująca wiadomość DuPonta do swych akcjonariuszy, aby inwestowali w nowe technologie oparte na „wymuszeniu akceptacji nieoczekiwanych nowych idei przemysłowej i społecznej reorganizacji” nieoczekiwanie nabrała sensu.

  2. 80 złotych xa gram Bediolu…konopi 1%thc i 9% cbd..Czyli zwykła polska siepa…Teraz będziemy sprowadzać z Izraela. Przeca Polacy by zrobili ja najtaniej …na świecie i tak jak arabom płaci się za ropę to My dostawalibyśma kasiorkę za siano ?Pewno dlatego USA się z Nami zakolegowuje bardziej….

  3. A po co plantacje na przykład w Wiekiej wsi zwanej dla niepoznaki stolycą na nieużytkach przy Wandali porośnięte tym zielskiem są całe hałdy no może swojskie z mniejszą zawartością ale są

  4. Konopie byly powszechnie uzywane i moze czas do tego wrocic, pamietacie zagle na zaglowcach byly z konopi, liny okretowe z konopi,papier ktory jeta bialy i nie zolknie od 500 lat z konopi. Moze wiec czs oddzielic narkotyki od strefy przemyslowej i wrocic do uprawy konopi jako rosliny przemyslowej.

  5. Autorzy pierwotnej ustawy mogliby by uzupełnić poniższe słowa M. Kozakiewicza z 1995 „Marihuana była używana jako lek tysiące lat przed Chrystusem (m.in. starożytne Chiny, Egipt, Indie, Tybet)” o bardziej aktualne i bliskie geograficzne Wietrzychowice na Kujawach. Znaleziono tam konopie obok jednych z najstarszych przykładów udanej wielokrotnej trepanacji czaszki sprzed około 5.6 tys. lat. Niestety Wietrzychowice, Sarnów jak i dorzecze całej dawnej rzeki Bachorzy to nie są „klimaty nad jordańskie” tak bliskie dziś rządzącym więc pewnie o nich nie słyszeli nawet.

Skomentuj M.A.T.13 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *