Swebowie czy Sławowie

SwebowieSławowie 2

Doczekaliśmy się kąśliwego komentarza, ale na poziomie. Nasz krytyczny Czytelnik postanowił rzetelnie sprawdzić podstawy tego, o czym pisuje Web, czyli męska połowa naszego blogowego duetu.

Ponieważ to nie był wulgarny hejt, ale dociekliwy ciąg uwag i pytań, to nie sposób poprzestać na zwykłym opublikowaniu tego komentarza. Dlatego przedstawiamy go w osobnym wpisie z odpowiedziami Weba.

Tagelmust do nas napisał (zachowujemy oryginalną pisownię Jego komentarza) po lekturze wpisu „Leszek szwagier Cezara”:
Nie wiem czy jest na tyle miejsca żeby rozwodzić się tak nad tym tekstem, ale co mi tam. Mam kilka uwag i pytań, które nie dają mi spać po nocach. Odniosę się na razie do pierwszego podrozdziału „Germanie”, a co do kolejnych, się zobaczy…
A. „pierwszym wieku naszej ery, Publiusz Korneliusz Tacyt, w swojej „Germanii” wyjaśnia: „Marsowie, Gambrywiowie, Suebowi Wandyliowie (…)”
Zarówno w przekładzie Seweryna Hammera jak i Tomasza Płóciennika tłumaczeni są oni jako Swebowie, a nie Suebowie. Jest to różnica która może wydawać się niewielka ale właśnie taka nazwa (pisana przez W) jest przyjęta w polskiej nauce. Nie potrafię zrozumieć dlaczego tak uparcie autor zapisuje to inaczej? Po co kopać się z koniem i na siłę wprowadzać coś nowego?

Web odpowiada:
W najstarszych zachowanych łacińskich odpisach Tacyta występują formy Suevi/Sueui, czyli jeszcze bardziej „słowiańskie” niż przyjęte przeze mnie. Tak jak pod tym linkiem. W wiernym oryginałowi zapisie współczesnym np.: „Ergo iam dextro Suevici maris litore Aestiorum gentes adluuntur, quibus ritus habitusque Suevorum (…)”. Co do Esti (Estowie/Estończycy i częściowo Bałtowie) jakoś nie ma zastrzeżeń, ale Słewi – fuj, to chyba „turbosłowiaństwo”. Tymczasem przyjęta w polskich tłumaczeniach forma Swebowie to stosunkowo niedawne zniemczenie pierwotnej formy.
Jako ciekawostkę przytoczę fragment poglądów XIX-wiecznego francuskiego filologa o niemieckich korzeniach. Otóż Frederic Gustave Eichhoff w pracy „Obraz literatury średniowiecznych ludów” (tłum. Seweryny z Żochowskich Pruszakowej) zauważa: „ Od czci owego bóstwa ziemię wyobrażającego, Zemnonami, jakoby ziemianami czyli ziemi czcicielami, a od słowa czyli wspólnej sobie mowy Swewami, Swowami, jakoby sławami, słowami („w” i „ł” jedno ważą w mowie słowiańskich ludów), może od Gotów sąsiadów swych nazywani będąc, wzrośli w potęgę, gdy się z czasem w nowy połączyli związek, przybrawszy do swej rzeszy wiele różnych od siebie rodem i nazwiskami ludów. Wymieniając je Tacyt wylicza takie, które teutońskiego, i takie które słowiańskiego tudzież litewskiego, a może i fińskiego pochodzenia będąc, miały z owymi Suewami odwieczną, lub mogły mieć zażyłość. Świadczą bowiem o tem północne Sagi, że od niepamiętnych czasów obcowali z Teutonami Wanowie czyli Wenedowie, to jest właśnie owe wspólnego słowa ludy (…).”

B. „Wśród tych ludów Germanii, Tacyt wyróżnia więc co najmniej dwa – później przez setki, a nawet tysiące już lat – wiązane z dzisiejszymi Polakam Mowa o Sławach (Suebach) i Wandalach (Wandyliach).”
Ale kto wiąże te plemiona z dzisiejszymi Polakami? Jaki ośrodek, jaki badacz? O ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć próbę włączenia Wandalów w jakieś kosmiczne autochtoniczne teorie. O tyle o Swebach nawet najzatwardzialsi zwolennicy tej teorii milczą.

Współczesną oficjalną polską naukową historię (choć sam ją „uniwersytecko” studiowałem) uważam za pseudonaukę i podsumowałem ją we wpisie „Naukowe bagna Prypeci”Polecam też lekturę wpisu „Boski programista upomina błądzących historyków”.

C. „Jeszcze Mieszko I tytułowany był „Dux Vandaloru, a Słowianami wszyscy Polacy są do dziś.”
Natomiast obecny król Hiszpanii do dziś ma w tytule: „król dwóch Sycylii i Jerozolimy”, „arcyksiążę Austrii”, „książę Aten i Flandrii”. Naprawdę? To jest argument za „Wandalskością”? Naprawdę?….

Królowie Hiszpanii (z dynastii habsburskiej) panowali kiedyś w wymienionych krajach tak, jak Mieszko panował nad Wandalami.

D. „Dalej Tacyt wyjaśnia, że różne ludy Germanii posługują się różnymi językami, ale federacja plemion sławskich była jednej mowy i podobnych obyczajów.”
To u Tacyta jest coś o Słowianach? A zapomniałem to przecież sUebowie i Wandyliowie! Ale, ale! Co na to Tacyt? Otóż: „Teraz wypada powiedzieć o Swebach, a nie jeden to lud […]” (T.,:38) – ok, czyli nici z jedności. Przykro mi…
„Spośród nich Marsygnowie i Burowie językiem i kulturą przypominają Swebów […]” (T.:43) Dobra to jeśli ta „federacja plemion sławskich” miała, jak pisze autorka, „jedną mowę” i obyczaje to dlaczego według Tacyta plemiona tej federacji tylko „przypominają” Swebów?

Suewowie tworzyli federację, czyli związek ludów podobnych i jednego języka, ale nie jednolitych – taki, jakim np. była Jugosławia.

E. „Podobnie opisywani są Słowianie w późniejszych wiekach. W „Historii wojen”, spisanej przed 550 r., Bizantyńczyk Prokopiusz z Cezarei opisuje Antów i Sklawinów:”
Wesoło! Przed dwoma wielkimi historykami starożytności staje grupa barbarzyńców z jakichś opuszczonych przez Bogów i ludzi miejsc. Zastanówmy się jak ich opiszą? Miejmy najpierw na uwadze kilka niezwykle ważnych zależności:
1. Tacyt urodził się najprawdopodobniej w Gali w chwili największego rozwoju Imperium Romanum i działał na przełomie I/II wieku AD. Nie wiedział o Wojnach Markomańskich, podziale cesarstwa, Hunach i wędrówkach ludów
2. Prokopiusz z Cezarei urodził się ponad 400 lat później w Judei. Doświadczył wszystkiego tego czego nie znał Tacyt. Stał na progu rodzącej się cywilizacji Chrześcijańskiej i formowania się czegoś co później nazwano średniowieczem.
Na Boga, dzieli ich tak wielki okres czasu jak nas do końca dynastii Jagiellonów! Toć na logikę, chyba mogło się zdarzyć że opisywali społeczności które nie musiały mieć ze sobą absolutnie nic wspólnego! To tak jak powiedzieć że mieszkańcy Andaluzji i Gruzji są tym samym ludem tylko dla tego ze mają czarne włosy, ciemną karnację i lubią wino… litości!
P.S. a gdzie niebieskie oczy? U Tacyta mieli ale u Prokopiusza już nie? Czyżby soczewki?

Specjalnie przytaczam różnych autorów z różnych okresów, by podkreślić ciągłość opisywanego przez nich słowiańskiego osadnictwa często pod tymi samymi nazwami. Prokopiusz nie pisze o kolorze oczu, ale też nie twierdzi, że Słowianie nie mieli niebieskich.

F. „O tym, że wszystkie szczepy słowiańskie „pochodziły z jednej krwi” wspomina również „Getica” Jordanesa (VI w.), a później IX-wieczny Geograf Bawarski i X-wieczny historyk arabski AlMasudi.”
A przepraszam w którym miejscu „Geografa Bawarskiego” jest to napisane? O ile wiem to określenie Słowian pojawia się tylko raz: „Zeriuani quod tantum est regnum, ut ex eo cuncte genetes Sclauorum exorte sint et originem, sicut affirmant, ducant […]”
Czy autor w ogóle czytał to co „cytuje”? Proszę mnie wyprowadzić z błędu jeśli się mylę.
Al-Masudi akurat pisał że Słowianie pochodzą od wnuka Noego… Jeśli to argument za „jedną krwią” to głupio mi się nie zgodzić.

Wywodzenie różnych ludów od biblijnych przodków to stała praktyka historiografii średniowiecznej czy wczesnomuzułmańskiej. Na marginesie, lekceważenie starych ksiąg przez „oficjalnych” historyków to co najmniej badawcza lekkomyślność (patrz na przykład właściwego podejścia do źródeł: Homer – Iliada – Schliemann – Troja).

Dziękujemy Tagelmustowi za podjęcie rzeczowej dyskusji. Tylko tak możemy dociekać prawdy.
FOT: images68.fotosik.pl

Jeśli masz ochotę – zapisz się na ukazujący się raz w tygodniu newsletter informujący o nowych wpisach na naszym blogu. Wystarczy przysłać e-mail z hasłem NEWSLETTER w tytule na adres: rudaweb.pl@gmail.com

RudaWeb

Komentarze: 5

  1. Jak na kogoś z obyciem akademickim, tak przypuszczam Tagelmust, argument typu: „Jeśli przyjęto w polskiej historiografii brzmienie Swebowie, to powinno tak zostać” jest trochę słaby. Może należałoby dociec dlaczego tak to tłumaczono i komu na tym zależało, bo chyba nie Polakom? Z pewnością podniosła ta interpretacja status Swebom.
    Natomiast wywód Janusza Bożydara Daniewskiego na temat Sueui = Slavi (dzięki Maciek) jest całkiem logiczny. Jestem ciekawa twojej opinii na jego temat Tagelmust, pewnie dostrzeżesz coś co mi jako laikowi umyka.
    Ciekawe artykuły Rudaweb.

  2. Proponuję przeczytać artykuł Janusza Bożydara Daniewskiego, który w 1936 rzeczowo argumentuje, iż Sueui = Slavi. Wyjaśnia również przekręt ze SweBami niemieckiej nauki. Tekst jest dostępny na doskonałej stronie: http://www.jassa.org/?p=7193 , niestety lub stety jest ona prowadzona w języku angielskim, ale bez wątpienia przez Polaka.

  3. Odpowiedź na komentarz Tagelmusta

    Ad A. Cały problem polega właśnie na tym, że nigdzie w najstarszych zachowanych odpisach łacińskich źródeł nie spotyka się formy Swebi, tak jak przyjęli współcześni, cytowani przez Pana tłumacze. Nie widać logicznego uzasadnienia ich wyboru. Nie ma też powodu, by stosować formę zapisywania w nazwie własnej „v/u” jako „w” lub „b”. Dla mnie to niezrozumiałe. Chyba, że taką praktykę umieścimy w tradycji interpretowania „Germanii”, o której Christopher Krebs, profesor Uniwersytetu Stanforda, stwierdził w publikacji z 2011 r., że odegrała ważną rolę w tworzeniu podstawowych pojęć ideologii nazistowskiej. Oczywiście to nie wina Tacyta, ale narracji, którą z jego dzieła wyinterpretowano. Choćby dlatego nie zgodzę się w tym zakresie z polską historiografią.

    Ad B i C. Interpretacja Aesti, jako Estowie nie zagrażała dominującej narracji, bo nie zahaczała o drażliwy styk niemiecko-słowiański. Stąd nie została zideologizowana.

    Ad D. Proszę zauważyć, że użyłem określenia „ciekawostka”. Chodziło o wykazanie jak można inaczej manipulować terminami. Stosując tę zasadę niektórzy wiążą Suevów ze… Szwabami. Niewątpliwie brzmienie Suevi jest bliższe Sławom, niż Szwabom. Nie znam francuskiego – z erudycyjnej strony plus dla Pana.

    Ad E. Pozostanę przy swoim zdaniu, chociaż oczywiście nie wszyscy polscy historycy pozostają wierni dogmatom.

    Ad F. Po części, jak w odpowiedzi na E. W kwestii referatu dla młodych egiptologów i wypowiedzi dyrektora IA UJ, to są opinie innych osób znalezione w Sieci, a nie moje. Nie funkcjonuję nawet na obrzeżach akademickiej nauki. Jestem pasjonatem, który kiedyś studiował m.in. historię, ale ani dnia nie pracował w tym zawodzie. Nie aspiruję do tytułów naukowych, lecz nie podchodzę do oficjalnych wykładni bezkrytycznie.

    Ad G. Burbonowie raczej przejmowali tytuły Habsburgów. Co do Mieszka – http://www.princeton.edu/…/Mieszko_I_of_Poland.html‎

    Mieszko I (ca. 930 – 25 May 992), was a Duke of the Polans; King of Wends ON Vindakonungr from about 960 until his death.

    Ponadto: Gerhard z Augsburga w pisanej w latach 983 – 993 hagiografii świętego Ulryka nazywa Mieszka nie inaczej jak wodzem Wandalów (dux Wandalorum, Misico nomine). Gdy w roku 992 Mieszko umiera, w rocznikach Kościoła niemieckiego zapisuje się: „obiit Misica dex Vandalorum” – „zmarł Mieszko książe Wandalów”. Natomiast około roku 1225, w „Heimskringli”, staronordyckim zbiorze sag spisanym przez islandzkiego historyka i poetę Snorriego Sturlusona, Mieszko lub Bolesław Chrobry (wg innych teorii szczeciński Bogusław I) zostaje określony jako Król Wendów (w staronordyjskim Burizleif Vindakonungr). Mianem książąt Wenedów/Wandali określano pierwszych historycznych władców Polski i Pomorza.

    Ad H. W sprawie federacji zbliżyliśmy się.
    Natomiast na Nieńcy – Niemcy można odpowiedzieć:
    Niemcy, Germany, Allemagne, Duitsland, Tyskland, Miemiecko, Vokietija, Nemecko, Nimska, Saksa. I co z tego wynika? Przecież nie to, że Francuzi, Skandynawowie czy Holendrzy nie znają Niemców. Może tylko to, że w językach słowiańskich mamy różne, czytelne wersje polskiego „Niemcy”. Czyli wniosek chyba bardziej konstruktywny niż humor językowy z Nieńcami.

    Ad I i J. Można dalej uprawiać ping-pong intelektualny w stylu Nieńcy-Niemcy, ale czy to oznacza, że Prasłowianie nie mieszkali w czasach rzymskich nad Łabą, a w bizantyńskich na Bałkanach?

    Ad K. Właśnie odwaga pasjonata Schliemanna doprowadziła go do rozkopania wzgórza Hisarlik. Gdyby pokornie słuchał ówczesnych luminarzy nauki, że Homer to bajkopisarz, to nie wiadomo czy i kiedy odnaleziono by Troję i Mykeny.

    Po prostu uważam, że aktualny oficjalny dogmat, jest właśnie dogmatem, a nie tezą naukową, która może i powinna podlegać krytyce.

  4. To bardzo miłe, że mojemu komentarzowi poświeciliście cały wpis. Nie wiem czy męczyć was dalej bo poprzednio skomentowałem tylko jeden podrozdział, a pytania mam do każdego. Na razie powiem co chodzi mi po głowie przy tym wpisie.

    A. „W najstarszych zachowanych łacińskich odpisach Tacyta występują formy Suevi/Sueui, czyli jeszcze bardziej „słowiańskie” niż przyjęte przeze mnie.”
    Wyłożył Pan tutaj dokładnie cały problem! „Łaciński odpis” a zatem nie oryginał, oczywiście nie podważam jego autentyczności, tutaj mamy zgodność. Ale, proszę pamiętać o tym że łacina klasyczna – czyli tak którą posługiwał się Tacyt w zapisie nie rozróżniała literek „U” od „V”. Najlepszym przykładem na to jest imię tytułowego Cezara zapisywanego o tak: IVLIVS. Albo Oktawiana Augusta który złośliwie na pieczęciach podpisywał się AVGVSTVS. Najgorzej jest z Wespazjanem, na monetach widnieje VESPASIANVS AVG.[skr. August]. O ile w stosunku do Rzymskich Cesarzy jesteśmy prawie pewni brzmienia ich imion, o tyle barbarzyńskie plemiona nie miały tak łatwo. Tutaj na barkach tłumacza spoczywa wielka odpowiedzialność. Jeśli przyjęto w polskiej historiografii brzmienie Swebowie, to powinno tak zostać, bo nie ma absolutnie żadnych argumentów logicznych by to podważać. Skrajny relatywizm wyrządza więcej szkody niż pożytku.

    B. „Co do Esti (Estowie/Estończycy i częściowo Bałtowie) jakoś nie ma zastrzeżeń”
    Nie ma zastrzeżeń bo nie ma problemu w tłumaczeniu… złe porównanie i zły przykład.

    C. „…ale Słewi – fuj, to chyba „turbosłowiaństwo”. Tymczasem przyjęta w polskich tłumaczeniach forma Swebowie to stosunkowo niedawne zniemczenie pierwotnej formy.”
    Nie zarzucam Panu „turbosłowiaństwa” dopóki nie podważa Pan faktów i nie odrzuca Pan argumentów logicznych. O spiskowych teoriach nie wspomnę, bo to się rozumie samo przez się.

    D. „Jako ciekawostkę przytoczę fragment poglądów XIX-wiecznego francuskiego filologa o niemieckich korzeniach. Otóż Frederic Gustave Eichhoff w pracy „Obraz literatury średniowiecznych ludów” (tłum. Seweryny z Żochowskich Pruszakowej) zauważa: „ Od czci owego bóstwa ziemię wyobrażającego, Zemnonami,(…)”
    Przytoczył Pan chyba najbardziej niefortunne źródło jakie znam. Czy może raczej dowód na to, w jaki sposób działali tłumacze w XIX wieku. Żeby zrozumieć o co mi chodzi, polecam na początek odnieść się do francuskiego oryginału „Tableau de la littérature du Nord au Moyen Age, en Allemagne et en Angleterre, en Scandinavie et en Slovénie” (pomijam to, że polskie tłumaczenie tytułu jest co najmniej ciekawe). A teraz uwaga! Wstęp do cytowanego polskiego przekładu napisany przez Wacława Aleksandra Maciejowskiego: „Prostując więc go w tem co mylnie powiedział, tudzież dopełniając czego nie powiedział, pominąłem jedne rozdziały dzieła w części lub zupełnie, a w ich miejsce co innego postawiłem, inne uzupełniłem, inne na koniec przerobiłem”. I tu leży cały problem Panie Web, nie cytuje Pan – jak sam Pan twierdzi – Einchhoffa tylko jakieś luźne komentarze Maciejowskiego. Francuz NIGDZIE nie pisze nic o Swebach czy Zemnonach. Ergo, cały podany cytat (niestety nieco rozumiem po francusku) nie ma żadnego odzwierciedlenia w oryginalnym tekście. Proszę być bardziej krytycznym w stosunku do źródeł. Błagam wręcz…

    E. „Współczesną oficjalną polską naukową historię (choć sam ją „uniwersytecko” studiowałem) uważam za pseudonaukę”
    Myli Pan pojęcia, czym jest nauka i pseudonauka. Polecam wrócić do teorii procesu badawczego i jakimi prawami się rządzi. Na nieszczęście Polska Nauka nie kwalifikuje się do pseudonauki, a już na pewno nie jest to historia czy archeologia.

    F. „…i podsumowałem ją we wpisie „Naukowe bagna Prypeci”.”
    Przepraszam, ale akurat z tego wpisu nic nie wynika. Dowiedziałem się tylko, że spadliśmy w Rankingu Szanghajskim, co dobitnie dowodzi stanu polskiej Historii. Daleko idące wnioski, bo po pierwsze RS jest pisany pod auspicjami KPCH. Po drugie na 70% ogólnej oceny składają się wyniki z nauk ścisłych (Historia więc odpada). Po trzecie gdyby hipotetycznie połączyć UW, Politechnikę i kilka innych uczelni w Warszawie, to z automatu awansowalibyśmy o 100-200 miejsc. Jednocześnie nie zmieniając absolutnie nic w poziomie nauczania. Ot taki urok tego rankingu (nie mówię oczywiście że Polska Nauka ma się dobrze).
    Dowiedziałem się również, że Ci przebrzydli archeolodzy nie docenili Pańskiej wypowiedzi. Ale właściwie nie tłumaczy Pan dlaczego? Jeśli powiedział Pan, że w Dryasie walnął gdzieś meteoryt, co mogło mieć wpływ na temperaturę na ziemi, a nie obronił Pan tej tezy, to jest mi przykro, ale taka jest nauka. Konferencja jest od tego, żeby rozszarpywać na części słabe tematy i obdzierać z mięsa marnych prelegentów. Ale właśnie tam powstaje nauka! Po obradach idziemy na piwo i szlifujemy teorię z tymi samymi ludźmi którzy nas zjedli na kolację.
    Dalej, dyrektor IAUJ powiedział Panu coś takiego. Nie przeczę, zastanawiam się tylko który bo znam osobiście ostatnich trzech, a żaden nie obnosił się z taką teorią. Ale co do teorii polecam książkę Thomas Kuhn’a „Struktura rewolucji naukowych” – ładnie tłumaczy dlaczego tak działa nauka.
    Z tego wpisu wynika zatem tylko to, że ktoś się z Panem nie zgodził, a że w RS nasza Nauka spadła to dobrze jej tak! Ni mnie ni więcej.

    G. „Królowie Hiszpanii (z dynastii habsburskiej) panowali kiedyś w wymienionych krajach tak, jak Mieszko panował nad Wandalami.”
    Rozumiem że chodziło raczej o Burbonów, a nie Habsburgów, ale mniejsza o to. „Król Jerozolimy” – i tu jest pies pogrzebany. Bo ani Habsburgowie ani Burbonowie nigdy nie zasiadali na tronie w Jerozolimie. Prawa do tego tronu zrzekano się na czyjąś korzyść, sprzedawano, przegrywano w wojnach… to nie jest „realne” panowanie, a jedynie „tytularne”, a to już jest różnica ogromna i wracamy do tego co mówiłem na początku. Mogę pójść w teorię pseudonaukową i powiedzieć ze Mieszko wygrywając pod Cedynią nabył prawa do nazywania siebie „Dux Vandalorum” – księciem Germańskich Wandalów. I argumentacja ta, będzie tak samo mocna jak Pańska.

    H. „Suewowie tworzyli federację, czyli związek ludów podobnych i jednego języka, ale nie jednolitych – taki, jakim np. była Jugosławia.”
    Tu przyznaję, moja argumentacja była słabsza. Choć Tacyt nieco ostudził entuzjazm Wielkiej Jedności. Mamy zatem konglomerat różnych ludów (bo nie jeden to lud), mówiących podobnymi językami (ale nie tym samym!) i mających zbliżoną kulturę. Niestety, ten opis pasuje tak samo do Słowian jak i German. A opierając się tylko na nieco mętnym tłumaczeniu nazwy federacji nie możemy wnosić o ich słowiańskości. Zaiste Nieńcy i Niemcy, to nie ta sama nacja – a nazwy jakoś dziwnie podobne.

    I. „Specjalnie przytaczam różnych autorów z różnych okresów, by podkreślić ciągłość opisywanego przez nich słowiańskiego osadnictwa często pod tymi samymi nazwami.”
    Ale oni właśnie nie używają tych samych nazw. U Prokopiusza nie na Swebów. Podanie dwóch różnych historyków opisujących różne ludy, nie dowodzi ciągłości niczego. No może po za szkołą historyczną. Nie dowiódł Pan nigdzie, że to ten sam lud widział Prokopiusz na Bałkanach, a Tacyt nad Renem.

    J. „Prokopiusz nie pisze o kolorze oczu, ale też nie twierdzi, że Słowianie nie mieli niebieskich.”
    Panie Web, ja lubię Pańskiego bloga, naprawdę. Ale szanujmy się, jeśli chodzi o zdrowy rozum. Prokopiusz „nie pisze że mieli, ale nie twierdzi że nie mieli”. Geograf Bawarski „nie pisze że Wiślanie byli Germanami, ale nie znaczy to że nimi nie byli”. Tylko przez wzgląd na to, że mogą czytać to kobiety i dzieci nie powiem co sądzę o takiej logice…

    K. „Na marginesie, lekceważenie starych ksiąg przez „oficjalnych” historyków to co najmniej badawcza lekkomyślność (patrz na przykład właściwego podejścia do źródeł: Homer – Iliada – Schliemann – Troja).”
    A kto lekceważy? Tacyta poważam, Prokopiusza uwielbiam, Jordanes daje radę…. O jakich starych księgach mówimy? Jeśli dobrze widzę, to powyżej skrytykowałem tylko Pańską błędną interpretację klasycznych historyków. Co to za „stare księgi”? Jeśli mowa o Iliadzie to święta racja i współżycie. Schliemann tego dokonał (co prawda pomylił warstwy i okresy, ale jednak). Racja, gdyby nie on to znaleziono by to stanowisko dużo później i nie pokuszono by się na tak konkretną interpretację. Proszę jednak pamiętać o tym, że Schliemann przekopał przez ten tell rów i wygrzebał rodzynki. Dopiero dzięki „oficjalnej” nauce wiemy o tym miejscu dużo więcej. Znamy szczegóły życia w mieście, prawdziwego życia, a nie idealizowanej homeryckiej historii. A jest to wiedza bezcenna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *