Przyjaciel domu na śniadanie

przyjaciel domu 2

Podła kobieta ze mnie. Łatwo było go porcjować. Przed konsumpcją został perwersyjnie obłożony wisienkami. Pięknie kontrastowały z jego aksamitną bielą…

Bez podtekstów. Tym razem nie chodzi o apetyczne ciacho. Kanibalem też nie jestem, a tego przyjaciela po prostu sobie kupiłam, więc czułam moralne prawo by go pożreć 🙂

Wracając do domu wstąpiliśmy po zakupy do sporego sklepu, który mieliśmy po drodze. Kilka rzeczy wylądowało w koszyku. No przecież coś trzeba jeść. Nazajutrz mieliśmy wolny dzień, więc wyspałam się do woli, a kiedy otworzyłam oczy mój ulubiony małżonek zapytał: „Śniadanko?”. Zamruczałam przymilnie i przeciągnęłam się leniwie w pościeli. Po chwili pod mój nos wjechał talerzyk z twarożkiem zwieńczonym wisienkami. Do tego pajda chleba z masłem. Mniam.

Jakiś czas później, w ramach rewanżu za śniadanie, ruszyłam do kuchni, żeby przygotować coś na obiad. Miały być pyzy, obowiązkowo umajone skwarkami i twarożkiem oraz duszona kapusta kiszona. Otworzyłam lodówkę, by wyjąć składniki. Kiedy wzięłam do ręki kostkę twarogu – oniemiałam. Moim zwyczajem przeczytałam wszystko, co było do przeczytania na opakowaniu i okazało się, że to… przyjaciel domu. Ło matko! Rano pożarłam przyjaciela!

Myślcie co chcecie, ale mnie to rozśmieszyło 🙂 Mój kochany twarożek, mój przyjaciel, który pociesza mnie, kiedy jest mi smutno, który mądrze odpowiada mi na pytanie: „Jak żyć?”. Ociera łzy, gdy stłukę kolanko. Przytula i głaszcze po główce tłumacząc, że świat nie jest taki zły. No tak, zagalopowałam się. Przecież twarożek nie gada.

Tak, wiem, że „przyjaciel domu” to hasło reklamowe, ale mam wrażenie, że reklamy są coraz bardziej… dziwne?

FOT: RUDAWEB.PL

RudaWeb

Jeden Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *