Helloween kontra Dziady w Zaduszki

Helloween 2

Każdego roku siły Ciemności atakują dziwacznie postarzonymi dzieciakami. Pukają, czy dzwonią zawzięcie do drzwi, by po ich otwarciu wykrzyczeć: cukierek, albo psikus! Od kilku lat więc, na przełomie października i listopada, najpierw kontroluję przez wizjer kto przed progiem. Nie otwieram, jak widzę małe wampirki.

Nie oglądam też wysypu dzieł telewizyjnych o duchach i różnych zombie. Nie biegam też na cmentarze. Zmarłych bliskich wspominam czasem w różnych przypadkowych datach. W ogóle mnie to zaduszkowanie, czy helloweenowanie mało obchodzi.

Jedno mnie tylko porusza – głupie mody nie mające nic wspólnego z rodzimą tradycją. A nasza jest słowiańsko-bałtyjska i barwnie została opisana przez polsko-litewsko-białoruskiego wieszcza, czyli Adama M. z Nowogródka. Jeśli więc jakieś obchody, to raczej dziadowanie. Zresztą ten obyczaj jest na tyle prastary, że nawet kościoły nie mogły się go pozbyć. W 8 wieku chrześcijanie skapitulowali przed starszą wiarą Ariów i Celtów, przenosząc swoje święto zmarłych z 13 maja na 1 listopada. W ten jesienny, ciemny dzień cywilizacje białych ludów wspominały swoich przodków. Na początku listopada na północnej półkuli noc wyraźnie wygrywa z dniem, stąd ten okres naturalnie kojarzył się z tajemniczym mrokiem zaświatów.

Tak więc Dziady wygrały! Z papieżami, patriarchami i popierającymi ich władcami. I tak doszło do paradoksu – chrześcijańscy biskupi wkroczyli w walkę między obyczajowością celtycką, a aryjską (m.in. słowiańską i bałtyjską). Dziś zdecydowanie opowiadają się za pogańskim prapolskim obyczajem nostalgicznego wspominania dusz zmarłych przodków, a przeciw – też pogańskiemu – prairlandzkiemu błaznowaniu ze śmierci. Oto Kazimierz kardynał Nycz oświadcza: Obchodzenie Halloween to przenoszenie na polski grunt kulturowo obcej tradycji; nie widzę potrzeby takiego działania, zwłaszcza, że mamy swoje piękne zwyczaje związane z przełomem października i listopada.

Oczywiście kardynał ma na myśli obyczaje wpisane w kalendarz liturgiczny. Tylko, że ich wzorcem okazuje się nasza przedchrześcijańska kultura. Na przykład tradycja stawiania zniczy na grobach wywodzi się z dawnego pogańskiego zwyczaju rozpalania ognisk na mogiłach, wierzono bowiem, że ogrzeją one błąkające się po ziemi dusze. Dziady obchodzono w noc z 31 października na 1 listopada, zwaną Nocą Zaduszkową, czy Zaduszkami. Była ona przygotowaniem do jesiennego święta zmarłych, obchodzonego w okolicach 2 listopada (zależnie od faz księżyca). Obowiązkowym obrzędem było karmienie i pojenie dusz (np. miodem, kaszą, jajkami i wódką) podczas specjalnych uczt przygotowywanych w domach, lub na cmentarzach. Ucztujący żywi zrzucali, lub ulewali części potraw i napojów na stół, podłogę, grób, z przeznaczeniem dla dusz zmarłych. Przodkom należała się też kąpiel i możliwość ogrzania się – przygotowywano więc saunę.

Idę więc świętować do wanny z buteleczką. Coś wcześniej przekąszę, ale jeden kieliszeczek zostawię na kuchennym stole przy misce z owocami – niech duszyczki też się rozweselą. A jak znajdzie się jakaś wymowna cieleśnie dusza, to chętnie z nią się popluskam.

FOT: KORESPONDENTKA

Helloween 3

Helloween 4

image2

RudaWeb

Jeden Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *