Czego nie robi się dla pieniędzy? Można np. wcisnąć psiarzom kocią karmę. I będą szczęśliwi, bo dostali ją niby za darmo. Ciekawe czy whiskas psom smakował 🙂
Stałam sobie spokojnie i cichutko w kolejce do kasy w sklepie. Wiało nudą, bo co ciekawego można przeżyć stojąc z koszykiem w kolejkowym ogonku? Wzrok błądził tu i tam, i naraz… szczery uśmiech zaczął błądzić po mojej twarzy, bo coś zaczęło zabawnie zgrzytać w otoczeniu.
Pewien szczegół jakoś szczególnie nie pasował do układanki. Zarżałam radośnie na widok gazetki bardzo wyraźnie sprofilowanej na psiarzy, o czym dobitnie przekonywał mnie tytuł: „Mój pies”. Nie, to nie psiarze mnie śmieszą – szacun za miłość do zwierzaków. Zarżałam na widok tzw. gratisa, którym była karma dla kotów 🙂
To tak, jakby do gazetki z poradami zdrowotnymi dorzucić bilet na koncert disco-polo, albo do ogrodniczej – cień do powiek, albo do modowej – garść gwoździ, czy w końcu do ezoterycznej – maść na pchły.
Wiem, że są ludziska co mają i psy, i koty, ale może należałoby zmienić tytuł na „Mój pies i kot”? Przy tytule obecnym moje pierwsze skojarzenie było takie, że może najnowsze wytyczne jakiegoś Instytutu Sanitarno-Psiarnego zalecają karmienie psów karmą dla kotów? A może to jakiś eksperyment, żeby psy zaczęły mruczeć? A może chodziło o to, żeby kociarze kupili gazetkę i poczytali o psach? Tak czy owak widok mnie rozśmieszył.
Przypomniały mi się jeszcze inne ciekawe gratisy. Przed laty kolorowe pisemko (wcale nie kulinarne) dorzuciło do każdego egzemplarza kawałek kabanosa. Był również kisiel w proszku i paczka chusteczek higienicznych. Chyba na otarcie łez, bo ze śmiechu też można płakać.
Mój labrador namiętnie wyjada karmę kotu brata 😀